słudzy kontraktowi

   Nie licząc handlu niewolnikami, istniały ledwie dwa sposoby, by sprowadzić z Anglii potrzebnych pracowników: albo transport przestępców, albo podpisywanie kontraktów.
   Decydując się na rozpoczęcie nowego życia w Nowym Świecie, gdzie można było dostać kawałek ziemi na własność, należało mieć przede wszystkim pieniądze na podróż przez ocean. A ponieważ mało kogo było stać na opłacenie podróży, dlatego też wprowadzono nowy rodzaj zatrudnienia, oparty na kontraktach.
   Sporządzano je na pergaminie, podpisywanym przez dwie bądź więcej strony umowy, który następnie rozcinano na pół. Dopasowanie dwóch połówek stanowiło niepodważalny dowód na zawarcie porozumienia pomiędzy właścicielem a sługą. W teorii umowa kontraktowa zobowiązywała Anglika do pracy w charakterze sługi przez okres 4-7 lat, a gdy był niepełnoletni, to do dnia, w którym ukończył 21 rok życia.
   Życie na plantacjach było jednak bardzo ciężkie, brutalne i stosunkowo krótkie. 
   Gdy w 1618 roku sługa gubernatora stanu Delaware Richard Barnes, obraził swojego pana "mamrocząc nikczemne i pospolite słowa, skierowane przeciw niemu", to zgodnie z rozkazem właściciela "odebrano mu broń, połamano obie ręce, przeciągnięto szydło przez język, a następnie zmuszono do przejścia przed szeregiem 40 mężczyzn, którzy pobili go pałkami. Później wyrzucono go z miasta, nakazano opuszczenie wyspy i odebrano wszystkie przywileje przysługujące wolnym ludziom". Z kolei szwaczce, która źle zszyła suknię swej pani, groziła kara chłosty, zaś zbiegli słudzy mogli się spodziewać śmierci w następstwie tortur, o ile oczywiście zostaliby złapani.
   Generalnie w tych czasach wygnanie z kolonii równało się karze śmierci. Nic więc dziwnego, że piractwo w oczach sług kontraktowych wyglądało na atrakcyjne. I to właśnie oni stanowili trzon pirackich załóg.

Komentarze