transfery z innej sfery

   Tegoroczne okienko transferowe właśnie zostało zamknięte i pewnie przeszłoby bez większego echa, gdyby nie dwa spektakularne transfery. Pierwszym są bez wątpienia przenosiny Neymara z Barcelonki do PSG. Kwota? Oszałamiająca, bo wynosząca 222 miliony euro. Łał, tyle kasy za jednego piłkarza, który - owszem, jest niczego sobie - ale to jednak nienormalne. Za tyle pieniędzy można wybudować stadion albo kupić kilku czy nawet kilkunastu utalentowanych zawodników. Kto jednak zabroni bogatemu? Tym bardziej, że to właśnie tyle wynosiła suma odstępnego zapisana w jego kontrakcie. (CR7 ma podobno miliard euro.)
   Transfer numer dwa to także zasługa PSG i świnki-skarbonki należącej do szejków z Kataru. A ponieważ istnieje coś takiego jak finansowe fair-play, przez to PSG nie kupiło a jedynie wypożyczyło Mbappé z AS Monaco. Póki co na rok, ale po roku ma go wykupić za, bagatela, 180 milionów euro. 
   Zszokowani cenami? To przypomnijmy sobie rok 2001, kiedy to obecny trener Realu - Zidane - przechodził z Juventusu do Królewskich właśnie, za 73,5 miliona euro. Już wtedy się mówiło, że to transfer z innej sfery i ten rekord utrzyma się przez lata, a przecież ledwie rok wcześniej Luis Figo kosztował Real 60 milionów euro, a więc też nie mało.
   Rekord Zidane'a utrzymał się do roku 2009, gdy to Cristiano Ronaldo zamienił deszczową Anglię na słoneczną Hiszpanię, a konkretniej Manchester United na Real Madrid. Cena? 94 miliony euro, które podzieliły media w Hiszpanii na dwa fronty. W pierwszym znalazły się te, które wychwalały przenosiny CR7, a w drugim - jak łatwo przewidzieć - katalońskie, oburzone i kwotą, którą wydano i, piłkarzem, i generalnie wszystkim, co jest związane z Madrytem. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że dopóki Barcelonka walczyła o Portugalczyka, to było okey, ale ledwie się okazało, że wybrał on białe barwy a stał się niepotrzebnym piłkarzykiem. A jakby tego było, to nawet sam biskup Barcelony potępił ten transfer, przy czym jak Barcelonka wydała w tym samym roku 69,5 miliona euro na Zlatana to nie zająknął się ani słowem. Hipokryzja. 
   Idziemy dalej. Rok 2013 i transfer na linii Tottenham - Real: Gareth Bale i zawrotne 100 milionów euro. Mylił się jednak ten, kto sądził, że to też będzie długo niepobity rekord transferowy. Ledwie trzy lata później Paul Pogba stał się najdroższym piłkarzem w historii. Cena? W zależności od źródła między 105 a 120 milionów euro. I jak kwota mogła powalić na kolana, tak forma Francuza już niekoniecznie. Pamiętam taki tekst: Pogba w United - 3 mecze, 0 goli, 0 asyst i 3 nowe fryzury. A na EURO we Francji też nie błyszczał. I okey, zgadzam się, każdy może mieć słabszy okres, ale nie oszukujmy się, kupując piłkarza za tyle milionów oczekuje się, że jednak będzie grał na wyższym poziomie od pozostałych piłkarzy, a i cena też do czegoś zobowiązuje.
   Patrząc na poszczególne kwoty nie trudno nie zauważyć wzrostu, aczkolwiek najwięcej pieniędzy wydają właśnie te kluby, które mają bogatych, zagranicznych właścicieli, przede wszystkim z Rosji albo krajów arabskich. Z kolei te kluby, które same muszą zadbać o swój budżet aż takie rozrzutne nie są. Taki Real na przykład wprawdzie posiada budżet dla wielu nieosiągalny, a mimo to ostatnio na rynku transferowym nie szaleje. Królewscy również mogli kupić tego lata Mbappé, ale tego nie zrobili z kilku powodów. Przede wszystkim poszło o oczekiwania finansowe Francuza. Bardzo zdolny dzieciak, który pobił kilka rekordów strzeleckich w AS Monaco, miał dostawać za sezon 7 milionów euro netto. Mało? Jak się ma ledwie 18 lat to chyba kosmos, ale PSG dało mu 14, a więc dwa razy więcej, przy czym Real nie zamierzał ustawić go na szczycie listy płac piłkarzy. I trudno się dziwić. Jakby to wyglądało, gdyby dzieciak, który jeszcze nic nie osiągnął na arenie międzynarodowej (mistrzostwa kraju nie liczę) zarabiał więcej od Cristiano Ronaldo albo od Ramosa? A i PSG obiecało mu, że będzie występował na środku ataku, a u Królewskich byłyby z tym problemy. Gdy ma się w pełni zdrowe BBC... Dlatego też z trójki Bale - Benzema - Cristiano miał ponoć odejść ten pierwszy, ale jak to bywa, na spekulacjach się skończyło.
   Osobiście wcale nie płaczę, że młody Francuz nie przeszedł do klubu z Madrytu. Nie lubię piłkarzy, którzy patrzą tylko i wyłącznie na kasę i decydują się przejść do danego klubu tylko dlatego, że ktoś zamachał takiemu przed nosem grubym plikiem banknotów. A mówienie w tym kontekście o celach sportowych i o wyzwaniach jest po prostu śmieszne. 
   A wracając do głównej myśli. Te wydane 222 miliony euro niedługo pewnie też zostaną pobite. I chociaż mówi się, że dany produkt (a w tym przypadku piłkarz) jest wart tyle, ile kupujący jest w stanie za niego zapłacić, to jest to jednak przesada. Tyle się mówi o finansowym fair-play, o pomocy dla tych słabszych i mniej zamożnych klubów, a tu takie coś. Jak to ma pomóc w rozwoju innych drużyn? Już teraz w lidze francuskiej dominują jedynie dwie ekipy - PSG i AS Monaco. A dlaczego? Bo mają bajecznie bogatych właścicieli. Wcześniej w Ligue 1 o mistrzostwo kraju walczyło więcej drużyn. Taka Marsylia miała z nich wszystkich bodajże największy budżet, a mimo to wcale nie była rok po roku mistrzem. 
   I nie oszukujmy się, przykro było patrzeć, kiedy na przykład taka Valencia borykała się z poważnymi problemami finansowymi i wyprzedawała co lepszych piłkarzy. Tak utytułowany klub powinien walczyć o najwyższe cele a nie martwić się o najbliższą przyszłość, która malowała się w mocno czarnych barwach.

Komentarze