balansując nad przepaścią

   Belgia wyrasta na poważnego kandydata do tytułu mistrzowskiego. To nie żart. Czerwone Diabły pokonały Tunezję aż 5:2, a po dwie bramki zdobyli Hazard (w tym z rzutu karnego) oraz Lukaku, który w klasyfikacji strzelców turnieju dogonił Cristiano Ronaldo. Obaj mają po 4 bramki na koncie.
   Belgowie rozpoczęli dobrze, bo od 6' prowadzili po wykorzystanym rzucie karnym przez Hazarda. W 16' podwyższył Lukaku, ale radość w obozie Czerwonych Diabłów trwała raptem dwie minuty. Gola dla Orłów Kartaginy zdobył Bronn.
   W 45'+3' na 3:1 podwyższył Lukaku. Przetrzebiona kontuzjami Tunezja wyglądała słabo. Kolejne gole dla rywali zdawały się być tylko kwestią czasu. W 51' na listę strzelców ponownie wpisał się Hazard. Tunezja wyglądała coraz gorzej. Drużyna, która słynęła z dobrej obrony, teraz miała kolosalne kłopoty z zapanowaniem nad Belgami we własnym polu karnym. 
   Ostatni gol dla Czerwonych Diabłów padł w 90', a jego autorem został Batshuayi, który wcześniej zmarnował przynajmniej 5 znakomitych okazji strzeleckich. 
   W doliczonym już czasie gry drugą bramkę dla Tunezji strzelił Khazri, lecz był to jedynie gol na osłodę. Belgia gra dalej, zaś Orły Kartaginy zostały kolejną drużyną, która żegna się z turniejem w Rosji.

   Jak niektóre drużyny zapracowały sobie na sympatię kibiców, tak za ekipą Korei (poza jej własnymi kibicami) nikt nie będzie płakał. Dlaczego? Z powodu brzydkiej gry tej ekipy, która polega na faulowaniu rywali przy każdej możliwej okazji. Efekt? 24 faule przy 7 Meksyku. 
   I jak Korea przegrała z Meksykiem 1:2, tak sytuacja w grupie wciąż jest otwarta, a to dlatego, że Niemcy wygrali ze Szwecją (2:1). 
   Jeśli Mistrzowie Świata chcieli się jeszcze liczyć w stawce, to musieli pokonać ekipę Trzech Koron. Po blisko 15 minutach mieli 93% posiadanie piłki. Przewaga była więc ogromna, ale nie chciało się to przełożyć na gole, których tak potrzebowali.
   W 31' boisko opuścił Rudy. Kolejny pechowiec, którego dopadła kontuzja na tym turnieju. W następnej minucie pech dopadł całą drużynę, bo Szwedzi - a dokładnie Toivonen - strzelili gola. 
   Do przerwy widniał na tablicy sensacyjny wynik. Po zmianie stron Niemcy ruszyli do ataków. W 48' wyrównał ten, którego zabrakło na dwóch ostatnich wielkich imprezach z powodu kontuzji, czyli Reus. Nadzieje odżyły w sercach Niemców, ale do pełni szczęścia potrzebowali jeszcze jednego gola. Niestety w 82' z boiska wyleciał Boateng. 
   Szwedzi chwilowo odetchnęli, ale Niemcy jak to Niemcy grają do samego końca. W 95', a więc już w doliczonym czasie gry, Kroos zrobił to, z czego słynie w Realu Madrid. Tak się przymierzył z rzutu wolnego, że pokonał Olsena. 2:1 dla Niemców! Mistrzowie Świata wracają do gry, a stali tuż nad przepaścią.

Komentarze