Europa górą

   Jeśli ktoś spodziewał się wielkich emocji w starciu Urugwaju z Francją (0:2), to się zawiódł. To nie było spektakularne widowisko, a raczej wyważona walka, gdzie nie brakowało fauli. 
   Już pierwsze minuty pokazały, że Urusom bez kontuzjowanego Cavaniego będzie ciężko. Świetnie spisywała się francuska defensywa, która jak tylko mogła uprzykrzała życie rywalom.
   Pierwsza bramka dla Trójkolorowych padła w 40', po stałym fragmencie gry, kiedy to Varane głową skierował piłkę do siatki. Francuz przedłużył dośrodkowanie Griezmanna. 
   W 61' sam się wpisał na listę strzelców. Zawodnik Atletico Madrid huknął zza pola karnego, Muslera odbił piłkę, ale tak niefortunnie, że ta wpadła za jego plecami do bramki. 
   To był cios, po którym Urugwajczycy nie mogli się podnieść. Pierwszą połowę przegrali, bo byli słabi, w drugiej nie potrafili odpowiedzieć. Ponoć taki groźny Suarez był bezradny i bezzębny. Urusi odpadli jak najbardziej zasłużenie, choć gra Francji też nie była jakoś rewelacyjna. Na pochwały zasługują przede wszystkim Lloris i obrońcy, którzy dwoili się i troili, przez co często byli faulowani.


   Jak wyliczono, Neymar aż 14 minut przeleżał na murawie boiska zwijając się z bólu po faulach na nim. 14 minut na wszystkie rozegrane mecze, ale to i tak bardzo dużo. Brazylijczyk największą (jak do tej pory) błazenadę odstawił w meczu z Meksykiem, gdzie rywal może i go nadepnął, ale przez 2 albo i 3 minuty tarzał się po murawie zwijając się z bólu, jakby mu nogę odrąbano siekierą, a jak już się uspokoił i przestał się rzucać, to leżał jeszcze z dobre 3 albo i 4 minuty. W meczu przeciwko Belgii aż takich szopek nie odgrywał. Zamiast udawać, że go boli i, że był faulowany, starał się wymuszać rzuty karne. I gdyby sędzia był bardziej skrupulatny, to były piłkarz katalońskiej szkółki teatralnej powinien zarobić za tę błazenadę i wymuszenia żółtą kartkę. 
   Brazylia przegrała z Belgią 1:2 i tym samym odpadła jako ostatnia drużyna nie z Europy. W drugim półfinale również zagrają drużyny ze Starego Kontynentu, a więc śmiało można napisać, że Mistrzostwa Świata zamieniły się w Mistrzostwa Europy. 
   Brazylijczycy wystąpili z Marcelo, ale bez pauzującego za kartki Casemiro, który podobno jest talizmanem tej drużyny i gdy on jest na boisku, to Kanarki nie przegrywają. Może coś w tym jest, choć bliższe jest stwierdzenie, że zwycięstwo zapewnił Czerwonym Diabłom Courtois, który wyczyniał w bramce prawdziwe cuda i dał się pokonać tylko raz, w 76', gdy jego drużyna prowadziła 2:0.
   Prowadzenie Belgom dał niespodziewanie w 13' Fernandinho, od którego pechowo odbiła się piłka. Wcześniej to jego drużyna miała kilka idealnych sytuacji, po których powinna prowadzić. 
   Na 2:0 podwyższył w 31' De Bruyne, który otrzymał idealne podanie od Lukaku. Brazylia znalazła się na kolanach, a co gorsze, nie potrafiła z nich wstać. Neymar jak zwykle padał przy najmniejszym nawet kontakcie, ale widząc, że sędzia nie odgwizduje na nim faulu, wstawał. Dziwne. Nagle zapominał o "bólu" i efektownym tarzaniu się po murawie.
   Nadzieję Brazylijczykom wlał w 76' Augusto, który wykorzystał zamieszanie w polu karnym rywali. Jeden błąd Czerwonych Diabłów, jedno niedopilnowanie i oto efekt. Na szczęście dla nich to było wszystko, na co było stać rywali.

Komentarze