11 minut Bale'a

   Jedenaście minut. Dokładnie tyle potrzebował Gareth Bale, by w pojedynkę pokonać Kashima Antlers i zapewnić swojej drużynie występ w finale Klubowych Mistrzostw Świata rozgrywanych w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

   Pierwsza połowa w wykonaniu Królewskich była gorzej niż zła. Była fatalna. Real grał bez pomysłu, zaangażowania i chęci do zrobienia czegokolwiek. Nieliczne akcje pod bramką rywali były nieskładne i nieskuteczne. Z drugiej strony japońska drużyna też nie wyglądała specjalnie przekonująco. Parokrotnie spróbowała zagrozić bramce strzeżonej przez Courtois, ale bramkarz Los Blancos nie dał się pokonać. Wreszcie w 44' Marcelo dostrzegł Bale'a, a ten strzelił tak, że nie dało się tego obronić i Real schodził na przerwę prowadząc.
 
   Po zmianie stron zmienił się też Real. Być może Solari nawrzeszczał na swoich zawodników, bo zaczęli grać lepiej. W 53' Gareth Bale wykorzystał niezrozumienie pomiędzy zawodnikami Kashimy i podwyższył na 2:0, a ledwie dwie minuty później znowu wykorzystał podanie Marcelo i ustrzelił hat-tricka. 
 
   Od tego momentu rywale nie istnieli. Co prawda Courtois musiał się jeszcze wykazać swoimi umiejętnościami, a w 78' skapitulował, ale to Real przeważał i stwarzał sobie sytuacje. Niestety chwilami Królewscy razili taką niedokładnością podań, że żal było patrzeć. Zupełnie jakby się nie znali i grali ze sobą pierwszy raz.

   Martwić też może uraz Marco Asensio, który pojawił się na boisku w 60', a już w 74' musiał z niego zejść.

Komentarze