Benzema. Karim Benzema

   Co tam Ronaldo. W Realu rządzi Benzema. Francuz w pojedynkę pokonał Athletic 3:0 i gdyby reszta jego kolegów prezentowała poziom zbliżony do Karima, to... można by gdybać.
   Spotkanie Realu z Athletic Bilbao zaczęło się od minuty ciszy. W ten sposób uczczono wieloletniego boiskowego delegata Królewskich. Agustín Herrerín pełnił tę funkcję od 1999 roku. 
   Pierwsza połowa w wykonaniu Los Blancos to już klasyka tego sezonu - nuda, bez konkretów i bez przekonania. Wystarczy napisać, że zakończyła się bezbramkowym remisem. I tak, Real był słaby, ale Athletic też nie spieszyło się z rozgrywaniem i strzelaniem goli.
   W drugiej odsłonie, tradycyjnie już, zobaczyliśmy inny Real. W 47' swoje zrobił Kroos. Niemiec wykorzystał to, że nikt go nie krył i pobiegł z futbolówką pod pole karne rywali, podał do Asensio, a ten do Karima. Benzema bez problemów pokonał głową bramkarza rywali. W 76' zrobił to po raz drugi (asysta Modricia), a w 90' po raz trzeci. Tym razem wykorzystał pomyłkę bramkarza, który wysoko wyszedł z bramki i z 35 m strzelił do praktycznie pustej bramki. Wow.
   Na listę strzelców próbowali się też wpisać Bale (wszedł na boisko w 70') oraz Brahim, ale... Żaden nie jest Francuzem.
   Z dobrej strony pokazali się Modrić z Asensio, którzy zaskoczyli w drugiej połowie. W końcu nie można się czepiać do defensywy. Vallejo po raz pierwszy w tym sezonie zagrał od pierwszej minuty i trzeba przyznać, że był to poprawny występ. Parokrotnie zaś Navas ratował Królewskim cztery litery.

Komentarze