zgrzytanie zębami

     Rewanżowy mecz 1/2 CL pomiędzy Chelsea a Realem (2:0) można śmiało porównać do leczenia kanałowego. To, co pokazała Chelsea to antyfutbol w najczystszej postaci. Tego nie dało się oglądać. Pomysł Tuchela to: brzydkie faule, uprzykrzanie życia rywalom oraz murowanie bramki. Real nie miał szans, bo nie mógł się przebić przez niebieski mur. Swego czasu rywale zarzucali Jose Mourinho, że stawiał przed swoim polem karnym autobus. Tuchel postawił Boeinga. 

    Anglicy od samego początku stosowali wysoki pressing. Real miał problemy w defensywie, które naprawiał Courtois. Jego parady przedłużały Królewskim życie. Nie po raz pierwszy zresztą. Szkoda tylko, że równie pomocny nie był inny zawodnik The Blues, czyli Hazard. Gruby Belg, który większość czasu spędza w gabinetach lekarskich niż na boisku po raz kolejny nie pokazał nic wielkiego. Miał może jedną dobrą sytuację, w której błysnął swoimi umiejętnościami, ale to wciąż nie to. Nie ma zgrania z Benzem, nie ma tego błysku, nie ma... W zasadzie to najkrócej napisać co ma: nadwagę. Jak wymaga tego sytuacja, to Francuz cofa się do obrony i pomaga kolegom, a Hazard? Szkoda słów. Facet kosztował przeszło 100 milionów euro, a pożytku z niego tyle co nic. Beznadziejny transfer. 

    W pierwszej połowie Real próbował się odgryźć strzałami z dystansu Kroosa i Modricia. Strzał Karima obronił bramkarz. To samo było w drugiej połowie. Goalkeeper Chelsea musiał się sporo namęczyć, żeby obronić strzał Francuza. 

    Courtois skapitulował w 28'. Havertz huknął w poprzeczkę, obrona Królewskich zaspała, Courtois za bardzo wyszedł z bramki, a do odbitej piłki doskoczył niepilnowany Werner i... Moja 90-letnia babcia też by zdobyła w ten sposób gola. To był gol w stylu Drewniaka z Bayernu: stanąć w polu karnym i nadstawić łeb. A dzieciarnia nieznająca napastników z prawdziwego zdarzenia będzie piać z zachwytu. Eh. 

    Zidane widział, że źle się dzieje i w 63' dokonał podwójnej zmiany. Valverde i Asensio weszli, a zeszli Mendy i Vinni. Zmiana nie pomogła. W 76' Rodrygo zastąpił Casemiro, ale to też nie przyniosło pożądanej zmiany w grze Los Blancos. Za to w 85' Courtois skapitulował po raz drugi, chociaż nie miało to większego znaczenia. Ok, do końca spotkania zostało jeszcze 5 minut + to, co doliczy sędzia, ale to wciąż było walenie w mur. W 89' na boisku pojawił się jeszcze Mariano (za Hazarda), ale - powtórzę się: to też nie przyniosło żadnej zmiany.

    Chelsea wygrała, bo zaprezentowała wszystko to, co najgorsze w futbolu. Znowu się powtórzę: tego meczu nie dało się oglądać. Głowa bolała od patrzenia na to, co się działo na boisku. Nudy totalne. Piłkarskiej magii jak na lekarstwo i to tylko w wykonaniu gości. Gospodarze tragedia. I teraz zmierzą się z City w Stambule. Biedny Werner. Jak na stadion wrócą kibice i zrobią kocioł, to znowu zejdzie po niespełna 20-30 minutach, bo nie będzie w stanie wytrzymać tych przeciągłych gwizdów? Żenada.

Komentarze