Bitwa o Wyspy Brytyjskie

     W bitwie o Wyspy Brytyjskie pierwszoplanową postacią był deszcz. Padało jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego, padało w czasie spotkania i po nim, i pewnie będzie padać nadal. Co w tym dziwnego? Nic, tyle tylko, że kontynentalna część Europy mierzy się z większymi albo mniejszymi upałami, a w Londynie po prostu padało.

    Mecz pomiędzy odwiecznymi rywalami, czyli Anglią a Szkocją zakończył się wynikiem 0:0, chociaż emocji było mnóstwo. To naprawdę było bardzo wyrównane spotkanie, po którym nie da się stwierdzić, która z drużyn była minimalnie lepsza. Anglicy mieli swoje momenty, ale Szkoci także. Harry Kane może i nie był pierwszoplanową postacią, ale to nie dlatego, że był tak rażąco nieskuteczny, a dlatego, że szkocka obrona była aż tak dobra. Angielska zresztą też, stąd ten wynik. 

    W samej końcówce w polu karnym Szkotów zrobiło się małe zamieszanie. Nagle chyba nikt nie wiedział gdzie jest piłka. Anglicy rozpaczliwie próbowali zdobyć tego jedynego gola, zaś Szkoci rozpaczliwie próbowali wybić piłkę. Skończyło się na rozczarowaniu jednych i strachu drugich. 

Komentarze