Gorący Budapeszt

     W Budapeszcie rzeczywiście było gorąco i to nie tylko dlatego, że stolicę Węgier nawiedziły upały. 60 000 kibiców zgromadzonych na Puskás Aréna zobaczyło kapitalne widowisko. Węgrzy sensacyjnie zremisowali 1:1 z Francuzami, z którymi prowadzili od drugiej minuty doliczonego czasu gry pierwszej połowy.

    To było emocjonujące 90 minut. Trzeba oddać Węgrom, że nie przestraszyli się bardziej utytułowanego rywala i nie odstawiali nóg. Ich ataki były groźne, a Francuzi momentami sprawiali wrażenie nieporadnych. Szczególnie w pierwszej połowie prezentowali się nieszczególnie. Może nie służyło im ponad 30 st. C na stadionie? Z drugiej strony temperatura była taka sama dla rywali, a ci wyglądali lepiej. Niemniej jednak Francuzi już w pierwszej połowie powinni wyjść na prowadzenie. Wprawdzie pudła Mbappe i Benzemy nie podcięły ekipie Trójkolorowych skrzydeł, ale... Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. I tak już w doliczonym czasie gry na 1:0 trafił Fiola. Pilnujący go Varane zachował się bardzo statycznie i może dobrze, że nie chce przedłużyć umowy z Królewskimi. To nie jego pierwszy błąd w ostatnim czasie. Niestety.

    Druga połowa wyglądała podobnie do pierwszej, chociaż w samej końcówce spotkania Węgrzy wyraźnie siedli. Intensywność pierwszych 45 minut + temperatura na stadionie + pogoń Francuzów za wynikiem zrobiły swoje i gospodarze ledwo już stali na nogach. Gdyby trzeba było rozgrywać dogrywkę, chyba by padli na murawę.

    W 66' na 1:1 wyrównał Griezmann. Jak się później okazało, to było tyle i aż tyle na co było stać Francuzów tego dnia. Dla trójkolorowych remis to jak porażka, chociaż trzeba uczciwie napisać, że Węgrzy mają na nich patent. A, tak, Węgrzy to jedna z nielicznych drużyn, która ma dodatni bilans spotkań z Francuzami. Wprawdzie wygrywali z nimi w przeszłości i to nawet bardzo wysoko, ale... Dla Węgrów ten remis jest na wagę złota. Nie tylko dlatego, że urwali punkty Mistrzom Świata, ale też dlatego, że jeszcze się liczą w walce o awans. 

Komentarze