kit a nie hit

     Mecz Hiszpanów ze Szwedami (0:0) miał być hitem, a wyszedł kit. I jedni, i drudzy mieli swoje okazje do strzelenia gola, ale to nie był dzień na zdobywanie bramek. Zgromadzeni na (rezerwowym) stadionie w Sevilli kibice nie mogli narzekać na brak emocji, chociaż bez tych największych. Jeszcze w pierwszej połowie świetną okazję miał Morata, ale powiedzmy to sobie szczerze - napastnik z niego żaden. A noszenie przez niego numeru 7 na plecach to jawna kpina. 

    Hiszpanie stosunkowo łatwo zdominowali Szwedów, co było choćby widać w procentowym posiadaniu piłki. Na początku spotkania to było nawet 85%-15% dla La Furia Roja. Tyle tylko, że statystyka sobie, a wynik sobie. A ten jak na złość nie chciał ulec zmianie. 0:0 do przerwy w zasadzie odzwierciedlało nam to, co widzieliśmy na boisku, a więc sunące raz za razem ataki Hiszpanów i nieliczne kontry Szwedów. Jedna z takich akcji mogła i powinna zakończyć się golem dla ekipy Trzech Koron.

    Zmiana stron nie poprawiła obrazu gry. Hiszpanie dalej dominowali, Szwedzi się odgryzali jak tylko mogli, a goli wciąż nie było. Już w doliczonym czasie gry to gospodarze powinni dopisać sobie 3 punkty, ale ponieważ tak się nie stało, przez to następne spotkania w tej grupie dla obu ekip będą bardzo ważne w kontekście awansu. 

    Ciekawe jest jeszcze to, że w składzie Hiszpanów nie było żadnego zawodnika Realu Madrid. Na ławce rezerwowych również, a to wszystko przez kontuzje, które w minionym już sezonie zdziesiątkowały obronę Los Blancos.

Komentarze