Mamma mia!

     W pierwszym meczu 1/8 finału EURO rozgrywanym w Amsterdamie, w starciu Walia - Dania (0:4), pierwsze 20 minut należało do Walijczyków, potem do głosu doszli Duńczycy, którzy wyszli na prowadzenie w 27' za sprawą Dolberga. Rywale nie byli w stanie odpowiedzieć. 

    Ledwie Walijczycy wyszli na drugą połowę, a Dania podwyższyła. Na listę strzelców w 48' ponownie wpisał się Dolberg, który wykorzystał proste błędy rywali. To zasłużone prowadzenie. Walijczycy próbowali, ale Dania prezentowała się lepiej. I mogła dorzucić trzecią bramkę, a najlepsza ku temu okazja była w 86'. Dorzuciła ledwie 2 minuty później. Kolejne błędy obrony Walii i Mæhle doprowadził swoich kibiców do euforii. W 90' Harry Wilson nie wytrzymał presji i sfaulował od tyłu jednego z Walijczyków. Sędzia bez wahania pokazał mu czerwony kartonik, a niedługo później za faul i gesty w stronę sędziego żółty kartonik obejrzał Bale. I gdzie był ten lider? 

    Mało? W 96' Braithwaite zdobył czwartego gola dla swojego zespołu. Długo przy tym pracował VAR, który sprawdzał czy bramka została zdobyta prawidłowo. Była. Walia została znokautowana. Bale może wracać do Madrytu i zacząć się przygotowywać do nowego sezonu. 

    W drugim meczu tego dnia, rozgrywanym w Londynie, Italia podejmowała Austrię (2:1 d). Bohaterem został Chiesa, który w pierwszej części dogrywki zdobył gola na 1:0. Do tego momentu Italia męczyła się z rywalem, który nie odpuszczał i walczył do samego końca. 

    Austriacy mogli wyjść na prowadzenie już na samym początku, ale skończyło się na strachu i żółtej kartce dla Arnautović. To było w 2'. Chwilę później to Italia mogła zdobyć gola. Na bramkę przyszło kibicom jednak poczekać i to naprawdę długo. Mimo wszystko wynik 0:0 do przerwy to sensacja. Chyba nikt się nie spodziewał, że byli Mistrzowie Świata będą mieć aż takie problemy z futbolowym Kopciuszkiem. 

    Pierwsza połowa była szarpana, Austriacy stawiali Włochom opór, ale to się nijako nie przekładało na gole. Druga połowa zaczęła się właściwie tak samo - Austriacy atakują, Włosi czekają i sami kontratakują. W 65' Italia zamarła. Arnautović pokonał Donnarumę, ale tutaj do akcji włączył się VAR - i chociaż trochę to trwało - to jednak Włosi mogli odetchnąć. Spalony. To było ostrzeżenie. Włosi powinni już z rywalami prowadzić, a tymczasem wciąż nie mogli znaleźć klucza do bramki. Ani Immobile, ani pozostali ofensywni zawodnicy nie potrafili wziąć odpowiedzialności na swoje barki i zrobić coś takiego, co pozbawiłoby Austriaków chęci do dalszej gry. 

    W 84' na boisku zameldował się Chiesa. W końcu. Zawodnik Juventusu był wyróżniającą się postacią w trzecim meczu fazy grupowej i zasłużył na miejsce w pierwszej 11. To o tyle ważna informacja, że to właśnie on zdobył tę jakże ważną bramkę. A miało to miejsce w 95', a więc już w dogrywce. Tak, po 90 minutach mieliśmy sensacyjny wynik 0:0. 

    W 105' Pessina podwyższył na 2:1. Austriacy padli? Nie. Odpuścili? Nie. Wkurzyli się? To na pewno. Znowu ruszyli do ataków. I byli blisko. Chyba nawet bliżej niż w pierwszych 90 minutach. Wreszcie w 114' Kalajdzic trafił na 2:1. Włosi nieco zaskoczeni, Austriacy z chęcią do dalszej gry. Gonili ile się dało, ale nie dogonili. Italia melduje się w 1/4. Austria wraca do domu, ale z podniesioną głową, chociaż to pewnie żadna pociecha.

Komentarze