Oranje znowu na fali wznoszącej

     Spotkanie Holandii z Ukrainą (3:2), rozgrywane dopiero wieczorem, było bez wątpienia daniem dnia. Ten mecz miał w sobie wszystko to, co w futbolu najlepsze: piękne gole, bramkarskie parady, efektowne akcje, dramaturgię, a przede wszystkim emocje od początku do końca.

    Wprawdzie pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, ale poziom spotkania stał na wysokim poziomie. Na szczególną pochwałę zasłużył bramkarz Ukrainy, który bronił w nieprawdopodobnych sytuacjach i to dzięki niemu Ukraina schodziła do szatni bez straty gola. Holenderski goalkeeper też był świetny, ale kolega po drugiej stronie boiska miał więcej pracy. Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem dominacji Oranje. Holendrzy nie grali na dwóch ostatnich wielkich piłkarskich imprezach i ten głód gry, ta chęć pokazania się swoim kibicom były widoczne. Ukraina, chociaż się odgryzała i to nie raz mocno, to jednak stanowiła tło dla poczynań gospodarzy. 

    Pierwsza bramka padła w 52', a jej autorem został Wijnaldum. Ukraińcy byli w szoku. Do tej chwili grali naprawdę dobrze, może nie aż tak dobrze jak rywale, ale oni też mogli jako pierwsi wyjść na prowadzenie. Goście jeszcze dobrze się nie otrząsnęli, a Weghorst w 59' podwyższył na 2:0. Nokaut? Przez chwilę może tak to wyglądało. Ukraina nie mogła się otrząsnąć. Nie grała bardzo źle, Oranje byli lepsi, stwarzali sobie okazje, a ukraiński bramkarz musiał ratować swój zespół, ale jego koledzy wciąż mogli odwrócić losy tego spotkania. Oczywiście, gdyby Holandia zdobyła trzeciego gola, pewnie można by było napisać, że to rzeczywiście był nokaut, ale.... Trzeci gol tego spotkania padł za sprawą Ukrainy. Yarmolenko w 75 cudownym strzałem zza pola, a Yaremchuk głową w 79' wlali nadzieję w serca swoich kibiców. Ukraina jeszcze nie umarła. Ukraina wróciła do żywych. Teraz to Oranje byli w szoku. Najpierw stracili jednego gola, a za chwilę drugiego. 

    Piłka jest jednak przewrotna. W 85' Dumfries podwyższył na 3:2 i tym razem Ukraina już się nie podniosła. Szkoda, bo zostawiła po sobie dobre wrażenie. Oranje byli jednak zespołem lepszym i to też było widać na boisku. 

    Mecz Austrii z Macedonią Północną (3:1) jeszcze zanim doszedł do skutku, został okrzyknięty najmniej ekscytującym spotkaniem turnieju do tego momentu. Bez przesady. Austriacy występowali w roli faworytów, zaś debiutująca na EURO Macedonia Północna marzyła o powtórzeniu sukcesu Finów - czyli o zdobyciu 3 punktów. Wprawdzie nie udało się im wywalczyć nawet jednego, ale pozostawili po sobie dobre wrażenie. Na gola Lainera z 18' odpowiedział weteran i kapitan drużyny przeciwnej - Pandev. To było w 28'. Kibice oszaleli ze szczęścia. To był tylko remis, ale też jednocześnie pierwsza bramka tej ekipy na turnieju. 

    Szczęście Macedończyków trwało do 78', kiedy to Gregoritsch podwyższył na 2:1, a w 89' Arnautović zdobył trzecią bramkę dla Austrii. Piękny sen prysł niczym mydlana bramka, lecz trzeba oddać gospodarzom, że prezentowali się lepiej. 

Komentarze