Na stadionie w Budapeszcie zgromadziło się 61 000, przez co w końcu dało się odczuć atmosferę wielkiego piłkarskiego święta. Pozostałe stadiony mistrzostw są zapełniane do połowy albo nieco ponad połowę, a wszystko z powodu pandemii "najgroźniejszego" wirusa w historii ludzkości. Zostawmy to. Reprezentacja Węgier uległa Portugalii 0:3, chociaż aż do 84' utrzymywał się sensacyjny wynik 0:0.
Węgrzy na tle Portugalczyków nie prezentowali się źle. Więcej ofensywnych akcji wykonali wciąż aktualni Mistrzowie Europy, ale oni sami też mogli doprowadzić Ronaldo i spółkę do płaczu. W pewnym momencie nawet to zrobili. Krótko, bo krótko, ale wśród węgierskich kibiców zapanowała radość, gdy (niespodziewanie?) w 80' wyszli na prowadzenie. Sędzia jednak tego gola nie uznał - ewidentny spalony - chociaż trzeba przyznać, że sama akcja była interesująca. Nie mniej jednak nieuznana bramka trochę Węgrów podłamała, a gdy najpierw w 84' Guerreiro pokonał ich bramkarza, a potem Ronaldo w 87', to się załamali. Po drugim straconym golu było już po meczu, co nijako przypieczętowała druga bramka Ronaldo z 92', ale tym razem z rzutu karnego. Tego już było dla Węgrów za wiele. Przez naprawdę długi czas grali jak równy z równym, nie raz stwarzając zagrożenie dla Portugali i przyprawiając ich kibiców o drżenie serca. Węgierski mur pękł pod koniec drugiej połowy i jak Ronaldo i reszta wyglądali nieco lepiej od rywali, tak Węgrzy na pewno nie zasłużyli aż na taką różnicę bramek. Szkoda ich, tym bardziej, że są w grupie z Francją i Niemcami i łatwiej na pewno nie będzie.
Spotkanie między Francją a Niemcami (1:0) zostało rozegrane na stadionie w Monachium. To już 6. mecz tych drużyn od pamiętnej porażki Trójkolorowych na Mundialu w 2014 roku. Francuzi 4 spotkania wygrali, a 2 zremisowali, teraz też okazali się lepsi od byłych Mistrzów Świata.
Jedyny gol padł w 20', a jego autorem został Hummels. Niemiec zanotował samobója, trzeba napisać, że bardzo niefortunnego. Zaczęło się od tego, że Mbappé strzelał, a piłka podskakując trafiła w Niemca, który usiłował ją wybić. Neuer nie miał szans na obronę.
Strata bramki podziałała na Niemców orzeźwiająco? Cóż, do bodajże 70' nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę Llorisa. To o czymś świadczy. Niby Niemcy nie grali źle, ale czegoś im - jako drużynie - brakowało. Francja grała jak połączenie Niemiec i Italii, a więc mądrze w obronie, solidnie, nie przemęczała się zmuszając tym samym rywali do biegania za piłką oraz wychodziła z kontrą, kiedy nadarzała się ku temu okazja. A tych trochę się uzbierało. Gdyby Mbappé grał mniej samolubnie i podawał do lepiej ustawionych kolegów zamiast strzelać...
Pierwsza połowa była ze wskazaniem na Trójkolorowych. Niemcy chyba wyszli z założenia, że jeszcze mieli czas i się nie spieszyli, znaczy - nie przeprowadzali huraganowych ataków. W drugiej połowie nastąpiło ożywienie w ich szeregach, ale od czego był Lloris? Francuz po raz pierwszy, po raz drugi i trzeci bronił w wydawałoby się sytuacjach bez wyjścia. Reagował szybko i to on nie pozwolił Niemcom zdobyć wyrównującego gola. Oczywiście pomogli mu też koledzy z linii obrony. Generalnie dzisiaj Francja stanowiła dobrze naoliwioną maszynę, gdzie każdy trybik był na swoim miejscu i idealnie wykonywał swoją pracę. Francuzom zdarzały się minimalne błędy, ale koledzy z drużyny szybko je naprawiali i to też w jakiś sposób zniechęcało Niemców.
Byli Mistrzowie Świata byli bezradni. Nie pomogły zmiany przeprowadzone przez trenera. Deschamps tak naprawdę nie musiał nic zmieniać, wszystko grało idealnie. Nic dziwnego, że Francja to główny kandydat do mistrzostwa. Jeszcze bez Karima byli mocni, a z nim to potęga.
Francja mogła podwyższyć wynik i nawet jeszcze 2-krotnie trafiła do bramki strzeżonej przez Neuera, ale sędzia 2-krotnie odgwizdał spalonego. Za pierwszym razem to był Mbappé, a za drugim Benzema. Karim strzelił cudną bramkę, ale był na minimalnym spalonym. Szkoda. Czekał 5,5 roku na powrót do kadry. Harował na boisku i zasłużył na tego gola.
Komentarze
Prześlij komentarz