football is not coming home

     A jednak futbol nie wraca do domu. W finale EURO Hiszpania pokonała Anglię 2:1, ale to nie był mecz, o którym będzie się pamiętać latami. Nie oszukujmy się, Anglicy byli zmęczeni wymagającym sezonem, a Hiszpanie... cóż. Nie od dziś wiadomo, że liga angielska stoi wyżej od ligi hiszpańskiej, a od kilku lat hiszpańskie kluby w europejskich pucharach wyglądają bardzo słabo. Wyjątkiem jest oczywiście Real Madrid, który po raz kolejny musiał bronić honoru hiszpańskiej piłki. 

    A wracając do finałowego starcia.... Ktoś powie, że Hiszpania wygrała zasłużenie, a ktoś inny, że tak naprawdę Hiszpanie wygrali tylko i wyłącznie dzięki słabej postawie największych rywali. Anglia, Francja, Holandia, Belgia, Italia, Portugalia - te drużyny nie grały tak, jakby oczekiwali tego ich kibice, prześlizgiwały się w kolejnych meczach, a przecież te drużyny posiadają świetnych zawodników. Teraz pewnie ktoś powie, że to wymówka, ale trudno się z tym nie zgodzić. Więcej meczy w sezonie nie sprawi, że ci najlepsi zawodnicy będą grali lepiej, gdy przyjdzie EURO albo Mundial, a wręcz przeciwnie. 

    A swoją drogą, najlepszym strzelcem turnieju został... gol samobójczy. To nie żart. CR7 nie zdobył ani jednej bramki na tym turnieju, Mbappe tylko jedną i to z rzutu karnego. Nikt nie zdobył nawet dubletu, o hat-tricku nie wspomnę. 



Komentarze