Od czasu porażki na Bernabeu
Królewscy rozegrali jedno spotkanie, które sympatyków Los Blancos przyprawiło o
palpitacje. Real Madrid w niezrozumiały sposób doprowadził od stanu 4:0 do 4:3
i o mało nie zremisował tego spotkania. I to z kim? Z Szachtarem. Nie obrażając
rywala, ale takie drużyny Królewscy powinni pokonywać bez mrugnięcia
okiem.
Po powrocie z Ukrainy Real pojechał do Eibar, licząc na odzyskanie zaufania swoich kibiców. Los Merengues wygrali 2:0, po golach Bale'a i Ronaldo z rzutu karnego, ale ich gra wciąż pozostawia wiele do życzenia. Przede wszystkim brakuje pomysłu na rozegranie, tego ostatniego podania. Cristiano dalej nie błyszczy, a jeden gol w jego wykonaniu to stanowczo za mało. Z dobrej strony pokazał się Bale, swoje zrobił Modrić wspierany przez Kroosa i Jamesa. Jest więc nadzieja, że Królewscy złapią odpowiedni rytm i wiatr w żagle.
Skład Realu: Navas - Danilo, Nacho, Pepe, Carvajal (85' Benzema) - Kovačić, Kroos, Modrić, James (65' Lucas Vázquez) - Bale, Ronaldo
Jak odzyskać zaufanie własnych kibiców pokazał AC Milan. Mediolańczycy w tym sezonie grają ze zmiennym szczęściem. Wiadomo, że nowy trener potrzebuje się zgrać z zespołem, stworzyć coś z niczego, aczkolwiek kibice Rossonerich czekają na poprawę gry swoich milusińskich już trzeci sezon.
Tym razem mieli spore powody do zadowolenia. Milan pokonał na San Siro Sampdorię 4:1 i już nie znajduje się w drugiej połowie tabeli, choć powodów do zadowolenia wciąż jest jak na lekarstwo. Strata punktów do czołówki jest znaczna, ale przecież zostało jeszcze mnóstwo meczy do rozegrania i punktów do zgarnięcia, a i liderzy pokazali, że mogą je stracić w głupi sposób.
O tym, że należy walczyć do samego końca, przekonała się Marsylia. OM, jak to OM ma w zwyczaju, gra tak, że jej kibice nigdy nie mogą być niczego pewni.
Na zmodernizowany przed Euro obiekt przyjechało Monaco. Znacznie bogatszy klub z Księstwa musiał przeżyć lekki szok, kiedy to gospodarze jako pierwsi wyszli na prowadzenie. Nie nacieszyli się nim jednak zbyt długo. W 18' Touré doprowadził do remisu, a później było tylko lepiej. Drugiego gola dla ASM zdobył tuż przed przerwą. W 51' wyrównał będący ostatnio w znakomitej formie strzeleckiej Batshuayi, po czym w 72' goście znów wyszli na prowadzenie. Trzecią bramkę dla Monaco zdobył wypożyczony z Realu Madrid Fábio Coentrão. A ponieważ zawsze gra się do samego końca (o czym piłkarze Los Blancos chyba ostatnio zapomnieli), wynik może ulec zmianie. Nie inaczej było i tym razem. Dokładnie 10 minut później, N'Koudou strzelił na 3:3 i ostatecznie mecz zakończył się właśnie takim wynikiem.
Po powrocie z Ukrainy Real pojechał do Eibar, licząc na odzyskanie zaufania swoich kibiców. Los Merengues wygrali 2:0, po golach Bale'a i Ronaldo z rzutu karnego, ale ich gra wciąż pozostawia wiele do życzenia. Przede wszystkim brakuje pomysłu na rozegranie, tego ostatniego podania. Cristiano dalej nie błyszczy, a jeden gol w jego wykonaniu to stanowczo za mało. Z dobrej strony pokazał się Bale, swoje zrobił Modrić wspierany przez Kroosa i Jamesa. Jest więc nadzieja, że Królewscy złapią odpowiedni rytm i wiatr w żagle.
Skład Realu: Navas - Danilo, Nacho, Pepe, Carvajal (85' Benzema) - Kovačić, Kroos, Modrić, James (65' Lucas Vázquez) - Bale, Ronaldo
Jak odzyskać zaufanie własnych kibiców pokazał AC Milan. Mediolańczycy w tym sezonie grają ze zmiennym szczęściem. Wiadomo, że nowy trener potrzebuje się zgrać z zespołem, stworzyć coś z niczego, aczkolwiek kibice Rossonerich czekają na poprawę gry swoich milusińskich już trzeci sezon.
Tym razem mieli spore powody do zadowolenia. Milan pokonał na San Siro Sampdorię 4:1 i już nie znajduje się w drugiej połowie tabeli, choć powodów do zadowolenia wciąż jest jak na lekarstwo. Strata punktów do czołówki jest znaczna, ale przecież zostało jeszcze mnóstwo meczy do rozegrania i punktów do zgarnięcia, a i liderzy pokazali, że mogą je stracić w głupi sposób.
O tym, że należy walczyć do samego końca, przekonała się Marsylia. OM, jak to OM ma w zwyczaju, gra tak, że jej kibice nigdy nie mogą być niczego pewni.
Na zmodernizowany przed Euro obiekt przyjechało Monaco. Znacznie bogatszy klub z Księstwa musiał przeżyć lekki szok, kiedy to gospodarze jako pierwsi wyszli na prowadzenie. Nie nacieszyli się nim jednak zbyt długo. W 18' Touré doprowadził do remisu, a później było tylko lepiej. Drugiego gola dla ASM zdobył tuż przed przerwą. W 51' wyrównał będący ostatnio w znakomitej formie strzeleckiej Batshuayi, po czym w 72' goście znów wyszli na prowadzenie. Trzecią bramkę dla Monaco zdobył wypożyczony z Realu Madrid Fábio Coentrão. A ponieważ zawsze gra się do samego końca (o czym piłkarze Los Blancos chyba ostatnio zapomnieli), wynik może ulec zmianie. Nie inaczej było i tym razem. Dokładnie 10 minut później, N'Koudou strzelił na 3:3 i ostatecznie mecz zakończył się właśnie takim wynikiem.
Komentarze
Prześlij komentarz