Tak! Tak! Tak! Niemożliwe i niewykonalne stało się faktem! Real Madrid nie tylko po raz 12 w historii wygrał Ligę Mistrzów, ale po raz pierwszy wygrał ją dwa razy z rzędu! 4:1 z Juventusem. Tak się tworzy historię.
Spotkanie w Cardiff przebiegało pod ścisłym rygorem służb bezpieczeństwa. Z tego też powodu zamknięto dach nad stadionem. Ale to nie to było najważniejsze tego wieczoru. Real Madrid stanął przed szansą obronienia tytułu, co się jeszcze nikomu nie udało (co prawda Królewscy wygrywali te rozgrywki w latach 1956-60, ale wtedy Liga Mistrzów nazywała się Puchar Mistrzów). Los Blancos nie zawiedli swoich kibiców, choć pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:1, a lepsze wrażenie sprawił Juventus.
Stara Dama również jest rekordzistą jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, ale pod względem przegranych finałów. To ich 5 z rzędu, zaś dla Realu 6 z rzędu, ale wygrany.
Po kolei. Pierwsze dziesięć minut to koncert Juventusu. Gospodarze finału w Cardiff rzucili się do huraganowych ataków, przy czym Real wyglądał na nieco przestraszonego takim obrotem sprawy. Widać było, że zawodnicy Zizou nie spodziewali się, że początek spotkania będzie miał właśnie taki przebieg.
Królewscy dali się Włochom wyszumieć, a potem sami ruszyli z kontrą. Była 20' meczu, gdy po ładnej zespołowej akcji Ronaldo po raz pierwszy pokonał Buffona. Niestety Juventus potrzebował ledwie 7 minut, by wyrównać stan gry. Strzelcem gola (honorowego, jak się później okazało) został Mandżukić.
Do przerwy obie jedenastki grały bardziej zachowawczo, jakby wszystko co najlepsze zostawiły na później. Po zmianie stron to Królewscy podkręcili tempo. W 61' zamieszanie podbramkowe wykorzystał Casemiro, zaś ledwie 3 minuty później Ronaldo po raz drugi pokonał Buffona. W tym momencie Juventus wyraźnie siadł. Zaczęły się pojawiać brzydkie faule, a po jednym z nich wyleciał Cuadrado. Zawodnik Starej Damy najpierw sfaulował Ramosa, a później klepnął go w plecy. Ramos padł na murawę, a sędzia pokazał Kolumbijczykowi drugą żółtą kartkę. Później katalońska prasa pewnie będzie się rozpisywać, że niezasłużenie, ale prawda jest taka, że ta decyzja nie miała już wpływu na losy meczu. Trzeci gol dla Realu zabił Juventus.
Czwarta bramka dla Królewskich padła w 90', a jej autorem został Asensio, który wcześniej zmienił Isco.
Skład Realu:
Navas - Carvajal, Varane, Ramos, Marcelo - Modrić, Casemiro, Kroos (Morata 89’) - Isco (Asensio 82’) - Benzema (Bale 77’), Ronaldo
Pierwsza połowa może i była ze wskazaniem na Juventus, ale druga to już pokaz siły Realu. Królewscy grali mądrze, byli zdyscyplinowani i zdeterminowani. Ktoś powiedział, że Real to drużyna, która wygrywa finały. To prawda. Real zasłużył na ten puchar jak mało kto. I tylko szkoda Buffona. Zasłużony i utytułowany Włoch jeszcze nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów, zaś w tej edycji CL do spotkania z Realem przepuścił ledwie 3 gole. Teraz ma dodatkowe 4 na koncie, choć nie zawinił przy żadnym.
Spotkanie w Cardiff przebiegało pod ścisłym rygorem służb bezpieczeństwa. Z tego też powodu zamknięto dach nad stadionem. Ale to nie to było najważniejsze tego wieczoru. Real Madrid stanął przed szansą obronienia tytułu, co się jeszcze nikomu nie udało (co prawda Królewscy wygrywali te rozgrywki w latach 1956-60, ale wtedy Liga Mistrzów nazywała się Puchar Mistrzów). Los Blancos nie zawiedli swoich kibiców, choć pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:1, a lepsze wrażenie sprawił Juventus.
Stara Dama również jest rekordzistą jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, ale pod względem przegranych finałów. To ich 5 z rzędu, zaś dla Realu 6 z rzędu, ale wygrany.
Po kolei. Pierwsze dziesięć minut to koncert Juventusu. Gospodarze finału w Cardiff rzucili się do huraganowych ataków, przy czym Real wyglądał na nieco przestraszonego takim obrotem sprawy. Widać było, że zawodnicy Zizou nie spodziewali się, że początek spotkania będzie miał właśnie taki przebieg.
Królewscy dali się Włochom wyszumieć, a potem sami ruszyli z kontrą. Była 20' meczu, gdy po ładnej zespołowej akcji Ronaldo po raz pierwszy pokonał Buffona. Niestety Juventus potrzebował ledwie 7 minut, by wyrównać stan gry. Strzelcem gola (honorowego, jak się później okazało) został Mandżukić.
Do przerwy obie jedenastki grały bardziej zachowawczo, jakby wszystko co najlepsze zostawiły na później. Po zmianie stron to Królewscy podkręcili tempo. W 61' zamieszanie podbramkowe wykorzystał Casemiro, zaś ledwie 3 minuty później Ronaldo po raz drugi pokonał Buffona. W tym momencie Juventus wyraźnie siadł. Zaczęły się pojawiać brzydkie faule, a po jednym z nich wyleciał Cuadrado. Zawodnik Starej Damy najpierw sfaulował Ramosa, a później klepnął go w plecy. Ramos padł na murawę, a sędzia pokazał Kolumbijczykowi drugą żółtą kartkę. Później katalońska prasa pewnie będzie się rozpisywać, że niezasłużenie, ale prawda jest taka, że ta decyzja nie miała już wpływu na losy meczu. Trzeci gol dla Realu zabił Juventus.
Czwarta bramka dla Królewskich padła w 90', a jej autorem został Asensio, który wcześniej zmienił Isco.
Navas - Carvajal, Varane, Ramos, Marcelo - Modrić, Casemiro, Kroos (Morata 89’) - Isco (Asensio 82’) - Benzema (Bale 77’), Ronaldo
Pierwsza połowa może i była ze wskazaniem na Juventus, ale druga to już pokaz siły Realu. Królewscy grali mądrze, byli zdyscyplinowani i zdeterminowani. Ktoś powiedział, że Real to drużyna, która wygrywa finały. To prawda. Real zasłużył na ten puchar jak mało kto. I tylko szkoda Buffona. Zasłużony i utytułowany Włoch jeszcze nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów, zaś w tej edycji CL do spotkania z Realem przepuścił ledwie 3 gole. Teraz ma dodatkowe 4 na koncie, choć nie zawinił przy żadnym.
Komentarze
Prześlij komentarz