Tak się jakoś dziwnie składa, że Real Madrid dostaje w styczniu zadyszki. W meczu przeciwko Real Sociedad San Sebastian było miło tylko na samym początku, kiedy to Sergio Ramos pokazał zgromadzonej publiczności puchar z Klubowych Mistrzostw Świata. Później było już tylko gorzej...
W 3' Casemiro faulował rywala, a sędzia przyznał gościom rzut karny, który pewnie zamienili na gola. To było jedyne uderzenie gości w pierwszej połowie, ale jak widać bardzo skuteczne. Real? Niby wszystko grało, czyli pressing, dominacja i tak dalej, ale z drugiej strony nie padła żadna wyrównująca bramka, także... W 9' bardzo dobrej okazji nie wykorzystał Benzema, a złośliwi pewnie powiedzą: nic nowego. Cóż. Nie ma Bale'a (kolejna kontuzja, która to już kolei?), Asensio czy Mariano, więc w sumie to jedynie Francuz jest jedynym nominalnym odpowiedzialnym za zdobywanie goli.
Za kontuzjowanego Bale'a zagrał Vinicius, ale młody Brazylijczyk nie zrobił wielkiej różnicy na boisku. Słaby był Casemiro, którego w 57' zastąpił Isco, ale Hiszpan też nie zrobił tej różnicy. W 61' z boiska wyleciał Lucas i Królewscy musieli radzić sobie w 10. Rewelacja.
W 68' Realowi należał się rzut karny po faulu na Viniciusie, ale sędzia nie zdecydował się podyktować 11. Założę się, że w identycznej sytuacji święta katalońska krowa nie tylko dostałaby rzut karny, ale też faulujący zawodnik wyleciałby z czerwoną kartką. I na cholerę ten VAR?
I jak nie można zwalać całej winy na sędziego i jego skandaliczne sędziowanie (choć pewnie można), tak koniec końców Real znów traci punkty. A przy wcześniejszej wypowiedzi Solariego o docenianiu remisów, te 0 punktów wygląda jeszcze żałośniej.
Czarę goryczy przelał w 83' Ruben Pardo, który podwyższył na 2:0. Real odcięło tuż po tym jak sędzia nie podyktował owej 11, więc w sumie i tak d..., i tak d... F*ck.
A ponieważ nieszczęścia lubią chodzić parami... Moja kochana Marsylia przegrała z 4-ligowym Andrezieux w 1/32 finału Pucharu Francji!!! Ile? 2:0. Kpina jakaś.
W 3' Casemiro faulował rywala, a sędzia przyznał gościom rzut karny, który pewnie zamienili na gola. To było jedyne uderzenie gości w pierwszej połowie, ale jak widać bardzo skuteczne. Real? Niby wszystko grało, czyli pressing, dominacja i tak dalej, ale z drugiej strony nie padła żadna wyrównująca bramka, także... W 9' bardzo dobrej okazji nie wykorzystał Benzema, a złośliwi pewnie powiedzą: nic nowego. Cóż. Nie ma Bale'a (kolejna kontuzja, która to już kolei?), Asensio czy Mariano, więc w sumie to jedynie Francuz jest jedynym nominalnym odpowiedzialnym za zdobywanie goli.
W 68' Realowi należał się rzut karny po faulu na Viniciusie, ale sędzia nie zdecydował się podyktować 11. Założę się, że w identycznej sytuacji święta katalońska krowa nie tylko dostałaby rzut karny, ale też faulujący zawodnik wyleciałby z czerwoną kartką. I na cholerę ten VAR?
Czarę goryczy przelał w 83' Ruben Pardo, który podwyższył na 2:0. Real odcięło tuż po tym jak sędzia nie podyktował owej 11, więc w sumie i tak d..., i tak d... F*ck.
A ponieważ nieszczęścia lubią chodzić parami... Moja kochana Marsylia przegrała z 4-ligowym Andrezieux w 1/32 finału Pucharu Francji!!! Ile? 2:0. Kpina jakaś.
Komentarze
Prześlij komentarz