Real Madrid wygrał z Espanyol 3:1, ale Królewscy znowu jako pierwsi stracili gola i to już w 8', a potem zgodnie ze starym zwyczajem, musieli gonić wynik. I to bez Karima w składzie. Francuz ma być gotowy na środowy rewanż z Liverpool w CL.
To kolejny mecz, w którym Los Blancos muszą sobie radzić bez swojego kapitana. Różnie im to wychodzi. Dzisiaj akurat dość szybko udało im się wyrównać, a następnie wyjść na prowadzenie, ale nie oszukujmy się. Z takim składem Real powinien wygrywać z takimi zespołami jak Espanyol 3:0 do przerwy...
Courtois pokonał w 8' Joselu. Tak, stary znajomy. Królewscy odpowiedzieli w 22'. Kto strzela jak nie ma KB9? Vinni. Bo w końcu kto inny? Carlo postawił na trójkę w ofensywie, czyli Vinni - Rodrygo - Fede. Tylko co z tego? Druga bramka dla Los Blancos to zasługa Militao, a więc obrońcy. Brazylijczyk podwyższył na 2:1 w 39', także Bernabeu mogło odetchnąć.
Druga połowa? Real prowadził, Espanyol by chciał, a Carlo jak zwykle czekał ze zmianami. Pierwsza korekta w składzie nastąpiła dopiero w 72'. Wówczas to Bernabeu nagrodziło brawami schodzącego z boiska Modricia. W jego miejsce wskoczył Asensio, który wciąż walczy o nowy kontrakt. Dwie minuty później z boiska zeszli także Kroos i Tchouameni, a weszli Ceballos i Rüdiger. Wreszcie w 90' na boisku zameldował się młodziutki Alvaro. Przyszła madrycka 9 (?) zastąpiła strzelca pierwszego gola dla gospodarzy. A w 93' Asensio podwyższył na 3:1. I tyle. Nastroje przed rewanżem z The Reds? Hm... Łatwo nie będzie, ale to końcu Real i CL, a tam zawsze Real wrzuca trzeci, a nawet czwarty i piąty bieg.
Komentarze
Prześlij komentarz