gole, gole, gole

   Ale się dzisiaj działo w tej Lidze Mistrzów... Jak zwykle padło mnóstwo bramek i jedne drużyny schodziły z boiska z uśmiechem na twarzy, gdyż zapewniły sobie awans do fazy pucharowej, a inne mogą co najwyżej walczyć o EL. Zobaczyliśmy też kilka czerwonych kartek, lecz jeden mecz bez względu na wszystkie inne przejdzie, a właściwie już przeszedł, do historii tych rozgrywek. Borussia Dortmund w kapitalnym stylu rozbiła, a raczej zmiażdżyła Legię aż 8:4, co jest absolutnym rekordem, jeśli chodzi o liczbę goli na tym etapie rozgrywek. Poprzedni rekord należał do AS Monaco, które w sezonie 2003/04 pokonało Deportivo 8:3. Wprawdzie to tylko jedna bramka różnicy, ale... 
   Patrząc na wynik, wydawałoby się, że nie można o Legii powiedzieć nic dobrego. Otóż, to nie do końca prawda. Legioniści dostali łomot, ale po pierwsze strzelili 4 gole trudnemu rywalowi na trudnym terenie, a gdyby Prijović wyrównał na 3:3, to może ten mecz potoczyłby się inaczej. Niestety do szczęścia zabrakło... właśnie szczęścia. Przypominający Zlatana piłkarz gości trafił w poprzeczkę, a zaraz potem wyszła zabójcza w skutkach kontra.
   Po drugie: chwała Wojskowym za to, że nawet wtedy, kiedy przegrywali, nie odpuszczali, tylko starali się minimalizować straty. Walczyli przez pełne 90 minut, ani na moment nie chowając głowy. Nie bali się walki, a że brakowało im umiejętności i doświadczenia, to już inna para kaloszy. 
   Nie twierdzę, że Legia była super, ale ich gra mogła się podobać. Nie była to wyrównana walka, a 8 bramek w plecy to ogromny cios, ale znacznie gorzej wyglądał ich pierwszy mecz z BVB. 
   Następny mecz Borussia zagra na wyjeździe z Realem, zaś Sporting przyjedzie do Warszawy i będzie to mecz o wszystko, o awans do EL. 

   Jeśli zaś chodzi o Real... Wprawdzie Królewscy wygrali ze Sportingiem 2:1 i zapewnili sobie awans do 1/8 CL, ale ich gra - znowu - pozostawia wiele do życzenia. Zaczęło się dobrze, bo w 29' Varane wyprowadził Los Blancos na prowadzenie, ale Królewscy chyba znowu pomyśleli, że jest już po meczu i znowu grali słabo. Nie starali się, nie zależało im na kolejnych golach, a i gospodarze nie kwapili się do jakiś huraganowych ataków, toteż pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 0:1.
   Po przerwie też nie nastąpiła jakaś wyraźna zmiana w postawie obu ekip. Zła wiadomość jest taka, że Marcelo i Bale doznali kontuzji. Jak jednak Brazylijczyk pograł jeszcze przez jakiś czas, tak Walijczyk szybko zszedł z boiska. Póki co jego występ w Klasyku stoi pod znakiem zapytania.
   W 64' nastąpiło kuriozum. Szkocki sędzia nabrał się na teatralny upadek Kovacicia i pokazał bezpośrednią czerwoną kartkę Joao Pereirze, który sprzeczał się z chorwackim pomocnikiem. 
   Wydawać by się mogło, że grający z przewagą jednego zawodnika Real wreszcie nastrzela przeciwnikowi bramek, ale nie. To Sporting wyrównał stan gry na 1:1, a wszystko dlatego, że Coentrao w bezsensownie głupi sposób zagrał piłkę ręką w polu karnym. Bezsprzeczną jedenastkę na gola zamienił w 80' Adrien Silva. No i w Lizbonie zapachniało sensacją. 
   Od czego jednak jest Karim Benzema? Krytykowany Francuz, który w 67' zmienił Isco, w 87' strzelił dającego Królewskim 3 punkty gola. A kilka minut później zabrzmiał ostatni gwizdek sędziego.

Skład Realu: Navas - Carvajal, Varane, Ramos, Marcelo (71' Coentrão) - Kovačić, Modrić - Vázquez, Isco (67' Benzema), Bale (58' Asensio) - Ronaldo

Komentarze