Francja gra dalej, blamaż Argentyny

   Francja to kolejna ekipa, która melduje się w 1/8 finału. Trójkolorowi minimalnie, bo minimalnie, ale pokonali Peru 1:0. Jedyną bramkę w meczu zdobył w 34' Mbappe. Peruwiańczycy nie zdołali wyrównać, choć parę razy zmusili Llorisa do interwencji. Widać było, że poprzedni mecz z Duńczykami kosztował ich dużo sił i nie mieli takiej szybkości oraz świeżości. Ambicji odmówić im jednak nie można. Tyle tylko, że sama ambicja i wola walki to za mało. 
   Francja może nie zagrała spektakularnie, ale kontrolowała przebieg spotkania i umiała odpowiedzieć na zmiany zachodzące na boisku. Les Bleus odrobili lekcję i pozwalali Peruwiańczykom na tyle, na ile to im samym nie zagrażało.
   Trójkolorowi awansują z pierwszego miejsca w tabeli. Peru odpada, ale wciąż ma szansę na zdobycie punktu albo punktów. W ostatnim meczu zmierzy się z Australią, która podzieliła się punktami z Danią (1:1) i walka o drugie premiowane miejsce wciąż jest otwarta.
   Szkoda Peruwiańczyków, dla których to powrót na Mundial po 36 długich latach. Szkoda też ich kibiców, którzy sprzedawali co cenniejsze rzeczy, brali kredyty i zastawiali domy, byleby tylko pojechać do Rosji i oglądać swoich zawodników na żywo.

   Francja się cieszy, Peru płacze, Dania z Australią mają mieszane uczucia, Chorwacja w euforii, a Argentyna... w totalnym szoku.
   Argentyńczycy przegrali z Chorwacją aż 0:3 i po dwóch meczach mają zaledwie jeden punkt i minimalne szanse na awans. Tak naprawdę to wszystko nie zależy od nich, ale od ich rywali, a zwłaszcza od tego jak ułoży się jutrzejszy mecz Islandii z Nigerią. W przypadku wygranej Islandczyków... Argentyna pojedzie do domu.
   Jakie są skutki, gdy cała drużyna jest ustawiona pod jednego zawodnika, który w dodatku kompletnie zawodzi na całej linii? Ano takie, że Argentyna z Messim w składzie została rozbita, stłamszona i całkowicie zmiażdżona przez teoretycznie dużo słabszego rywala. Argentyna nie istniała, miała tylko przebłyski, ale to było stanowczo za mało, a po stracie kolejnych bramek nie miała już nic. Messi? To on w ogóle grał w tym meczu? Naprawdę był na boisku? Oddał jakieś strzały na bramkę rywali? Pokazał coś wartego uwagi? Statystyki pokazują, że przebiegł najmniej ze wszystkich swoich kolegów, a liczba jego strzałów na bramkę wyniosła... Około 10? Na cały mecz? Pocieszające, że tak samo beznadziejny był Aguero, a później wprowadzeni na ratunek Higuain i Dybala. Ale od nich nie wymaga się, by byli liderami i robili różnicę na boisku. A mówienie, że Messiego zżarła presja jest żałosne. Kolejne twierdzenie, że jest tylko człowiekiem również, bo w przypadku Crisitano Ronaldo to jakoś nie obowiązuje. I tak, Cristiano Ronaldo jest motorem napędowym swojej drużyny, a Messi kulą u nogi. Takie to porównanie obu zawodników.
   Wracając do samego spotkania. Pierwsza połowa jeszcze była względnie wyrównana, choć Chorwaci mieli przynajmniej dwie idealne sytuacje, po których powinni prowadzić. Generalnie sprawiali lepsze wrażenie, a po zmianie stron wrzucili drugi bieg. W 53' Rebić wykorzystał fatalny błąd bramkarza rywali i efektownie zapakował piłkę do siatki. Miny Argentyńczyków? Stali wpatrzeni w murawę.
   W 80' na 2:0 podwyższył kapitan Chorwatów i gracz Realu Madrid, czyli Luka Modrić. Argentyńczycy z niedowierzaniem patrzyli na to, co się działo na boisku. Zaczęły też im puszczać nerwy, faulowali rywali, a po jednym z takich brzydkich zagrań Otamendi powinien wylecieć z boiska. Argentyńczyk najpierw ściął Rakiticia, a gdy ten leżał na murawie, kopnął w piłkę, która uderzyła leżącego Chorwata w głowę. I to z bliskiej odległości. Cham.
   W 91' ostatniego gwoździa do trumny Argentyny wbił Rakitić.
   Po sensacyjnym remisie z Islandią Maradona powiedział, że trener Argentyny może nie wracać do kraju. Po dzisiejszym wyczynie równie dobrze cała ekipa może tam nie wracać.

Komentarze