Real Madrid wygrał z Ludogorcem Razgrad 2:1, ale zwycięstwo nie przyszło Królewskim łatwo. Na trudnym terenie w Bułgarii największą przeszkodę stanowił sędzia. Bardzo słabe zawody pana z gwizdkiem, który: podyktował drugiego karnego dla Realu po faulu na Ronaldo (powtórki pokazały, że o karnym nie powinno być mowy), 2 razy odgwizdał spalonego Królewskich, a raz gospodarzy, w podobnej sytuacji do tej z udziałem Ronaldo nie podyktował karnego dla Bułgarów. O drobnych błędach już nie napiszę.
Real rozpoczął to spotkanie fatalnie. Goście chyba myśleli, że mniej utytułowani rywale najzwyczajniej w świecie pozwolą im na wszystko. Przed tym meczem wielu przewidywało, że Królewscy rozgromią rywala. Padały pytania o ilość zdobytych bramek, a tymczasem najlepiej chyba przytoczyć słowa Mourinho: "moi piłkarze wyszli na to spotkanie z nastawieniem, że prowadzą 4:0". I niestety tak to na początku wyglądało. (Zwalanie winy na rezerwowych jest nie na miejscu, choć np. Isco rozegrał bardzo słaby mecz.)
Real stracił gola już w 6' spotkania, po - jak zwykle można napisać - stałym fragmencie gry. Królewscy kompletnie pogubili się w obronie i Marcelinho to niestety wykorzystał. W kilka minut później za sprawą Ronaldo mogli wyrównać, ale Portugalczyk nie wykorzystał rzutu karnego - bramkarz go wyczuł i strzał obronił. W 25' Królewscy otrzymali od sędziego prezent w postaci drugiego już rzutu karnego. Do piłki ponownie podszedł Ronaldo i tym razem piłka już zatrzepotała w siatce, choć bramkarz był (ponownie) bliski jej wybicia.
Do przerwy na tablicy widniał wynik remisowy, który dość dobrze odzwierciedlał to, co działo się na boisku. Zawodnicy to jednej, to znów drugiej drużyny co chwilę podbiegali pod jedną, bądź drugą bramkę. Oglądającym to spotkanie kibicom nuda na pewno nie groziła.
Po przerwie i zmianie stron zobaczyliśmy zupełnie inny Real Madrid. Jak na początku pierwszej połowy Królewscy momentami radzili sobie dość nieporadnie, (duża też w tym zasługa Bułgarów, którzy umiejętnie się bronili i wyprowadzali szybkie kontry), tak teraz grali już bardziej składnie. Piłkarze chwilami grali dość ostro, ale to gospodarze zobaczyli 5 żółtych kartek przy zaledwie 1 gości.
W 67' na boisku zameldował się Karim Benzema, który zastąpił wypożyczonego z Manchesteru United Meksykanina Hernandeza. Francuz w krótkim odstępie czasu pokazał dlaczego to on jest zawodnikiem podstawowego składu. Nie umniejszając Chicharito, ale takie sytuacje strzeleckie jakie miał... Powinien trafić do bramki rywala.
Dziesięć minut po zameldowaniu się na boisku, Benzema strzelił jakże ważnego dla Królewskich gola. 2:1! Kamień z serca, choć emocje pozostały do samego końca i tak naprawdę żadna z drużyn nie mogła mieć pewności jak to się ostatecznie skończy. Okazje strzeleckie były, ale jak zwykle albo gorzej z wykończeniem, albo chwała bramkarzom za to co robili.
W ostatnich minutach Real mógł stracić zwyciestwo, a to za sprawą kolejnego stałego fragmentu gry. Królewscy znów się nie popisali przy dośrodkowaniu rywali z rzutu rożnego, na szczęście, bez przykrych konsekwencji.
Real wygrał, ale cierpiał. Bułgarzy postawili trudne warunki, o czym wcześniej przekonał się Liverpool, który gola dającego im 3 punkty zdobył - tak jak Real - w końcówce spotkania. Ciekawe jak z Ludogorcem poradzi sobie Basel, który... wygrał u sobie z Anglikami 1:0.
Oj, ciekawie robi się w tej grupie.
Skład Realu na to spotkanie: Casillas - Marcelo, Ramos, Varane, Arbeloa - Isco (76' James), Illarramendi, Modric (73' Kroos), Bale - Ronaldo, Hernandez (67' Benzema)
Real rozpoczął to spotkanie fatalnie. Goście chyba myśleli, że mniej utytułowani rywale najzwyczajniej w świecie pozwolą im na wszystko. Przed tym meczem wielu przewidywało, że Królewscy rozgromią rywala. Padały pytania o ilość zdobytych bramek, a tymczasem najlepiej chyba przytoczyć słowa Mourinho: "moi piłkarze wyszli na to spotkanie z nastawieniem, że prowadzą 4:0". I niestety tak to na początku wyglądało. (Zwalanie winy na rezerwowych jest nie na miejscu, choć np. Isco rozegrał bardzo słaby mecz.)
Real stracił gola już w 6' spotkania, po - jak zwykle można napisać - stałym fragmencie gry. Królewscy kompletnie pogubili się w obronie i Marcelinho to niestety wykorzystał. W kilka minut później za sprawą Ronaldo mogli wyrównać, ale Portugalczyk nie wykorzystał rzutu karnego - bramkarz go wyczuł i strzał obronił. W 25' Królewscy otrzymali od sędziego prezent w postaci drugiego już rzutu karnego. Do piłki ponownie podszedł Ronaldo i tym razem piłka już zatrzepotała w siatce, choć bramkarz był (ponownie) bliski jej wybicia.
Do przerwy na tablicy widniał wynik remisowy, który dość dobrze odzwierciedlał to, co działo się na boisku. Zawodnicy to jednej, to znów drugiej drużyny co chwilę podbiegali pod jedną, bądź drugą bramkę. Oglądającym to spotkanie kibicom nuda na pewno nie groziła.
Po przerwie i zmianie stron zobaczyliśmy zupełnie inny Real Madrid. Jak na początku pierwszej połowy Królewscy momentami radzili sobie dość nieporadnie, (duża też w tym zasługa Bułgarów, którzy umiejętnie się bronili i wyprowadzali szybkie kontry), tak teraz grali już bardziej składnie. Piłkarze chwilami grali dość ostro, ale to gospodarze zobaczyli 5 żółtych kartek przy zaledwie 1 gości.
W 67' na boisku zameldował się Karim Benzema, który zastąpił wypożyczonego z Manchesteru United Meksykanina Hernandeza. Francuz w krótkim odstępie czasu pokazał dlaczego to on jest zawodnikiem podstawowego składu. Nie umniejszając Chicharito, ale takie sytuacje strzeleckie jakie miał... Powinien trafić do bramki rywala.
Dziesięć minut po zameldowaniu się na boisku, Benzema strzelił jakże ważnego dla Królewskich gola. 2:1! Kamień z serca, choć emocje pozostały do samego końca i tak naprawdę żadna z drużyn nie mogła mieć pewności jak to się ostatecznie skończy. Okazje strzeleckie były, ale jak zwykle albo gorzej z wykończeniem, albo chwała bramkarzom za to co robili.
W ostatnich minutach Real mógł stracić zwyciestwo, a to za sprawą kolejnego stałego fragmentu gry. Królewscy znów się nie popisali przy dośrodkowaniu rywali z rzutu rożnego, na szczęście, bez przykrych konsekwencji.
Real wygrał, ale cierpiał. Bułgarzy postawili trudne warunki, o czym wcześniej przekonał się Liverpool, który gola dającego im 3 punkty zdobył - tak jak Real - w końcówce spotkania. Ciekawe jak z Ludogorcem poradzi sobie Basel, który... wygrał u sobie z Anglikami 1:0.
Oj, ciekawie robi się w tej grupie.
Skład Realu na to spotkanie: Casillas - Marcelo, Ramos, Varane, Arbeloa - Isco (76' James), Illarramendi, Modric (73' Kroos), Bale - Ronaldo, Hernandez (67' Benzema)
Komentarze
Prześlij komentarz