Rozpędzony Real Madrid zdeklasował kolejnego rywala. Tym razem ofiarą Królewskich został nie byle kto, bo sam Liverpool. Real w bardzo dobrym stylu ograł Anglików 3:0.
Początek spotkania to ofensywa w wykonaniu gospodarzy, ale też mądra gra w obronie gości. Gerrard mógł pokonać Casillasa, ale piłka nie zatrzepotała w siatce. W miarę upływu czasu kontrolę nad grą przejęli goście. Strzał Ronaldo nie mógł zagrozić bramkarzowi Liverpoolu, ale też był sygnałem, że Real przyjechał tu po 3 punkty. Co ciekawe, te dwie wielkie drużyny zagrały ze sobą dopiero po raz 4. Ostatni raz miało to miejsce w sezonie 2008/09 w 1/8 CL, gdzie Real przegrał z Liverpoolem najpierw 1:0 u siebie w domu, a później 4:0 na wyjeździe.
Liverpool pierwszy cios otrzymał w 23'. Na listę strzelców wpisał się Ronaldo, któremu brakuje tylko jednego gola do wyrównania strzeleckiego rekordu Raula pod względem zdobytych bramek w CL.
Drugi cios padł w 30', a trzeci w 41' spotkania. W obydwu przypadkach do bramki rywali trafił Benzema. Patrząc na tablicę wyników, być może kibicom The Reds przypomniał się pamiętny finał CL z AC Milan, gdzie Włosi też prowadzili do przerwy 3:0, by ostatecznie przegrać, lecz patrząc obiektywnie na grę Realu trudno było się do czegoś przyczepić. Królewscy grali pewnie i to zarówno w ataku, jak i w obronie.
Po przerwie można było zaobserwować, że piłkarzy gospodarzy dopadło zwątpienie. Próbowali jeszcze coś zmienić w obrazie gry, ale Real na wiele im nie pozwalał. Najlepszy w obozie The Reds był bezapelacyjnie młodziutki Sterling, który próbował pokonać Casillasa. W którymś momencie piłka odbiła się od słupka bramki Hiszpana.
W sobotę Real czeka starcie na szczycie, czyli El Clasico. Z tego też powodu Ancelotti ściągnął w 75' z boiska Ronaldo, a wprowadził Khedirę. Schodzącego Portugalczyka nagrodziła słaba porcja gwizdów, które szybko zostały zagłuszone przez brawa. Bili mu je nawet sympatycy gospodarzy - Portugalczyk był klasą dla samego siebie. Taka sama sytuacja miała miejsce z Kroosem. Schodzącego Niemca kibice obu drużyn również nagrodzili brawami. Warto też nadmienić, że Kroos jako jedyny piłkarz na boisku zarobił żółtą kartkę.
Generalnie był to łatwy mecz do prowadzenia i z pewnością mógł się podobać kibicom, choć sympatycy Liverpoolu będą z pewnością innego zdania.
Za 2 tygodnie rewanż w Madrycie, a wtedy gotowi do gry będą już Bale i Ramos, którzy to spotkanie obejrzeli w domu. Obaj leczą urazy, ale mają być gotowi na sobotę.
Real jest w gazie i to było widać. Być może gdyby Królewskich nie czekał mecz z farsą, to strzeliliby Liverpoolowi więcej goli, ale nie ma co narzekać.
Początek spotkania to ofensywa w wykonaniu gospodarzy, ale też mądra gra w obronie gości. Gerrard mógł pokonać Casillasa, ale piłka nie zatrzepotała w siatce. W miarę upływu czasu kontrolę nad grą przejęli goście. Strzał Ronaldo nie mógł zagrozić bramkarzowi Liverpoolu, ale też był sygnałem, że Real przyjechał tu po 3 punkty. Co ciekawe, te dwie wielkie drużyny zagrały ze sobą dopiero po raz 4. Ostatni raz miało to miejsce w sezonie 2008/09 w 1/8 CL, gdzie Real przegrał z Liverpoolem najpierw 1:0 u siebie w domu, a później 4:0 na wyjeździe.
Liverpool pierwszy cios otrzymał w 23'. Na listę strzelców wpisał się Ronaldo, któremu brakuje tylko jednego gola do wyrównania strzeleckiego rekordu Raula pod względem zdobytych bramek w CL.
Drugi cios padł w 30', a trzeci w 41' spotkania. W obydwu przypadkach do bramki rywali trafił Benzema. Patrząc na tablicę wyników, być może kibicom The Reds przypomniał się pamiętny finał CL z AC Milan, gdzie Włosi też prowadzili do przerwy 3:0, by ostatecznie przegrać, lecz patrząc obiektywnie na grę Realu trudno było się do czegoś przyczepić. Królewscy grali pewnie i to zarówno w ataku, jak i w obronie.
Po przerwie można było zaobserwować, że piłkarzy gospodarzy dopadło zwątpienie. Próbowali jeszcze coś zmienić w obrazie gry, ale Real na wiele im nie pozwalał. Najlepszy w obozie The Reds był bezapelacyjnie młodziutki Sterling, który próbował pokonać Casillasa. W którymś momencie piłka odbiła się od słupka bramki Hiszpana.
W sobotę Real czeka starcie na szczycie, czyli El Clasico. Z tego też powodu Ancelotti ściągnął w 75' z boiska Ronaldo, a wprowadził Khedirę. Schodzącego Portugalczyka nagrodziła słaba porcja gwizdów, które szybko zostały zagłuszone przez brawa. Bili mu je nawet sympatycy gospodarzy - Portugalczyk był klasą dla samego siebie. Taka sama sytuacja miała miejsce z Kroosem. Schodzącego Niemca kibice obu drużyn również nagrodzili brawami. Warto też nadmienić, że Kroos jako jedyny piłkarz na boisku zarobił żółtą kartkę.
Generalnie był to łatwy mecz do prowadzenia i z pewnością mógł się podobać kibicom, choć sympatycy Liverpoolu będą z pewnością innego zdania.
Za 2 tygodnie rewanż w Madrycie, a wtedy gotowi do gry będą już Bale i Ramos, którzy to spotkanie obejrzeli w domu. Obaj leczą urazy, ale mają być gotowi na sobotę.
Real jest w gazie i to było widać. Być może gdyby Królewskich nie czekał mecz z farsą, to strzeliliby Liverpoolowi więcej goli, ale nie ma co narzekać.
Skład Realu:
Casillas - Marcelo (Nacho 85'), Varane, Pepe, Arbeloa - Isco, Kroos (Illarramendi 82'), Modric, James - Benzema, Ronaldo (Khedira 75')
Komentarze
Prześlij komentarz