Za nami mecz otwarcia Turcja - Italia (0:3). Pierwsza bramka padła dopiero w 53', a jej autorem został Demiral. To pierwszy mecz otwarcia z samobójem i zarazem 10. tego typu trafienie na EURO. Uczciwie trzeba przyznać, że pechowe. Turek barkiem/tułowiem próbował zmienić tor lotu piłki, ale uderzenie Włocha było na tyle mocne, że odbiło się od ciała zawodnika Juventusu i wpadło do siatki. Do tego momentu wydawało się, że spotkanie zakończy się bezbramkowym remisem. Pierwsze minuty były na korzyść Turków, zaś Włosi wyglądali na nieco zagubionych i nieporadnych. Nie prezentowali tego, z czego ostatnio zasłynęli, a więc z efektywności i ofensywy - w skrócie: z anty-calcio. Dopiero z czasem zaczęli nabierać wiatru w żagle, lecz mimo to nie potrafili pokonać bramkarza rywali: albo brakowało im precyzji, albo bramkarz te strzały bronił. Z drugiej strony Donnarumma nie miał zbyt wiele do roboty. Turecka ofensywa polegająca przede wszystkim na Buraku Yilmaz była po prostu za słaba. Kiedy jednak Turcy mieli swoje nieliczne okazje, to młody zawodnik AC Milan (a wkrótce Juve?) stawał na wysokości zadania.
Drugiego gola, a pierwszego nie-samobója, zdobył Immobile. To było w 66'. Zawodnik Lazio jest w formie, ale raczej nie zostanie królem strzelców tej imprezy, chociaż kto wie? Trzecia bramka dla Włochów to dzieło Insigne w 79'. I jak jeszcze Turcy po stracie tak pierwszego, jak i drugiego gola mieli nadzieję na odwrócenie losów spotkania, a przynajmniej na remis, tak trzeci gol ich wyraźnie połamał. Inna sprawa, że gol Włochów wynikł z błędu tureckiego bramkarza, który podał wprost pod nogi zawodnika przeciwnej drużyny. A Włosi, raz-dwa kontakty i... gol. Jak na treningu. Podłamani takimi obrotem spraw Turcy nie mieli już ochoty na dalszą grę.
Komentarze
Prześlij komentarz