Starcie Belgii z Portugalią (1:0) tak naprawdę miało być pokazem siły dwóch zawodników: Lukaku i Ronaldo. Tymczasem żaden nie wpisał się na listę strzelców, a CR7 nie wykorzystał rzutu wolnego w pierwszej połowie.
Już w 6' spotkania blisko zdobycia gola był Diogo Jota. Ledwie parę minut później mogła tego dokonać Belgia, a dokładniej Hazard. Hazard trafił, ale w 42' i to nie Eden, a jego brat Thorgan. W zasadzie ta bramka padła z niczego. Akcja Belgów - strzał - gol. Tyle. A może aż tyle.
To nie był mecz na wyniszczenie. Portugalia straciła tego gola, ale nie rzuciła się do huraganowych ataków. Owszem, trener Portugalczyków zaczął w drugiej połowie dokonywać zmian czysto ofensywnych, mających na celu zdobycie tej wyrównującej bramki, a później pewnie także i zwycięskiej, ale w sumie niewiele z tego wychodziło. Trochę tych akcji było, zwłaszcza im bliżej końca, ale prawdę powiedziawszy kibice dłużej będą pamiętać o brzydkich i bardzo brzydkich faulach jednych i drugich. Po jednym z takich fauli kontuzji nabawił się De Bruyne. To było jeszcze przed przerwą. Wprawdzie Belg wrócił na boisko i pojawił się po przerwie, ale już w 48' musiał boisko opuścić.
Powiedzmy to sobie szczerze: sędzia tego spotkania - Brych - nie panował nad wydarzeniami na boisku. Już w pierwszej połowie powinien pokazać kilka żółtych kartek więcej, ale tego nie zrobił. W drugiej nie miał wyjścia i pokazywał je przy praktycznie każdym poważniejszym faulu. Tak, zawodnicy grali ostrzej, ale też dlatego, że sędzia na taką a nie inną grę pozwalał. I tak, w 77' Pepe zarobił żółty kartonik za bardzo brzydki faul, choć równie dobrze mógł zobaczyć czerwony kartonik. Niestety, ale były zawodnik Realu Madrid ma czasami takie zaćmienia umysłu i fauluje bez opamiętania.
Im bliżej do końca, tym więcej akcji w wykonaniu Portugalczyków. Chcieli czy nie, ale musieli atakować. Strata gola albo dwóch w tym momencie nie miała już żadnego znaczenia. Ich ataki wyglądały groźnie, ale to wciąż nie było to. Courtois stawał na wysokości zadania. Wreszcie tuż przed samym końcem, w doliczonym czasie gry, João Félix i... Piłka przeleciała obok słupka. A to mogła być ta wyrównująca bramka.
A w 87' Eden Hazard opuścił boisko. Kolejna kontuzja Belga! Eh. Kibice Realu powiedzą: nic nowego. No właśnie.
Komentarze
Prześlij komentarz