Levante - Real 3:3. Emocji rzeczywiście nie brakowało, a zwłaszcza w drugiej połowie. Zacznijmy jednak od początku. Królewscy rozegrali dobrą pierwszą połowę i do przerwy prowadzili jednym golem. Była 5', kiedy Bale otrzymał idealną piłkę od Karima i strzelił nie do obrony. Levante w tym momencie praktycznie nie istniało. Za to po zmianie stron stało się coś dziwnego.
Zegar wskazywał 46', kiedy na tablicy nagle zrobiło się 1:1. Nieudana interwencja Courtois i Martí wpisał się na listę strzelców. Później było jeszcze dziwniej. W 57' Courtois po raz drugi wyciągał piłkę z siatki. Tym razem pokonał go Campaña, a winę za utratę gola należy solidarnie rozdzielić na drużynę. Krótko: Real się pogubił, a Levante złapało wiatr w żagle. Dostrzegł to też Ancelotti, który nie zamierzał brać przykładu z ZZ, który czekał ze zmianami do ostatniej minuty albo nie przeprowadzał ich wcale. W 59' na boisku zameldowali się kolejno Asensio, Vinni, Rodrygo i wracający po kontuzji Carvajal, którzy zmienili Isco, Hazard, Bale i Lucas. Zmiana pomogła, bo w 73' Vinni wyrównał na 2:2. Real złapał oddech i odzyskał równowagę, których tak potrzebował. Ulga niestety nie trwała długo, bo już w 79' Rober Pier pokonał bramkarza Los Blancos i gospodarze znowu wyszli na prowadzenie. Tak, Real znowu się pogubił.
To jednak nie był dzień Levante a Vinni'ego. Młody Brazylijczyk najpierw po raz drugi pokonał Fernándeza (85'), a dwie minuty później sprawił, że bramkarz gospodarzy wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Między słupki powędrował Rúben Vezo - nominalny środkowy obrońca. Los Blancos zyskali więc dodatkową szansę na podwyższenie wyniku, lecz z niej nie skorzystali.
Skład:
Courtois - Lucas (65' Carvajal), Militão, Nacho, Alaba - Valverde (82' Jović), Casemiro, Isco (59' Asensio) - Bale (59' Rodrygo), Benzema, Hazard (59' Vinícius)
Komentarze
Prześlij komentarz