Takie mecze nie zdarzają się często, nawet w CL. Liverpool podejmował u siebie Real Madrid (2:5) i po zaledwie 14 minutach prowadził 2:0. Stare demony Realu wróciły? Na to się zanosiło. Ale Real przecież już nie raz pokazał, że potrafi się odrodzić niczym Feniks z popiołów. Ostatni zwariowany sezon w CL jest tego najlepszym przykładem.
Sygnał do ataku dał Vinni. W 21' po raz pierwszy, a w 36' po raz drugi pokonał Alisson Beckera. (Swoją drogą, to chyba nowy Karius.) Do przerwy wynik nie uległ już zmianie, aczkolwiek to, co wyprawiali w tej pierwszej połowie bramkarze.... To jakieś szaleństwo. Do tego Real stracił już w 27' Alabę. Za Austriaka wszedł oczywiście Nacho. Jakoby nie mógł grać od 1. minuty....
W drugą połowę lepiej wszedł Real. W 47' Militao wyprowadził Los Blancos na prowadzenie. A później swój kunszt pokazał Karim. W 55' po raz pierwszy, a w 67' po raz drugi wpisał się na listę strzelców. To jego drugi dublet na Anfield. Pierwszy miał miejsce w 2014 roku. Dla Benza to także 18 kolejny sezon w CL. Kolejne szaleństwo.
Komentarze
Prześlij komentarz