3 punkty nasze

     Real Madrid nie przywykł do przegrywania w CL. Ostatnie porażki sprawiły, że sytuacja klubu stała się trudna, ale paradoksalnie im trudniej dla Królewskich, tym lepiej. Tak pokazuje historia. Kiedy inni mówili, że Real jest już skończony, że się nie podniesie i to koniec, Los Blancos potrafili się zmobilizować i odwrócić losy spotkania. Teraz było dokładnie tak samo. Jeśli Real chce się liczyć w CL, to musiał wygrać z Atalantą. I wygrał, chociaż zespół z Bergamo pokazał swoją siłę.

    Co można powiedzieć o spotkaniu Atalanta vs Real (2:3)? Przede wszystkim to, że to nie był dzień Marciniaka. Polski sędzia dał się nabrać na upadek zawodnika gospodarzy i podyktował dla nich rzut karny, który pewnie wykorzystali. Powtórki pokazały, że Kolašinac sam się wytrącił z równowagi i upadł. A ponoć to właśnie ten sędzia sprzyja Królewskim? Hm, dziwne.

    Generalnie to spotkanie rozpoczęło się dobrze dla gości, którzy wyszli mocno zmotywowani. Mbappe już w 1' mógł pokonać bramkarza rywali, ale... Strzelił w 10', lecz w 36' opuścił boisko z powodu kontuzji. Ponoć coś poczuł w nodze i wolał nie ryzykować. Słusznie. Na jego miejsce wskoczył Rodrygo. W drugiej minucie pierwszej połowy De Ketelaere wyrównał z rzutu karnego i pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:1. Czy słusznie? To z pewnością nie była ta sama Atalanta, która zmierzyła się z Realem w Superpucharze Europy. Była silniejsza i pewniejsza w grze, a jej kontry mogły się zakończyć golami.

    W 56' Vini postanowił przywitać się z publicznością. Trzy minuty później także Bellingham mógł się cieszyć z gola. Atalanta odpuściła? A gdzie tam. W 65' Lookman zmniejszył straty i chociaż obie ekipy miały jeszcze swoje szanse, to 3 punkty jadą do Madrytu. Real więc może odetchnąć. Dla Królewskich to wyjątkowo cenne 3 punkty. Dzięki temu choć o kilka pozycji awansują w tej durnej tabeli zbiorowej. 

Komentarze