Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie: "Co z tym Realem?". Po prostu się nie da. Spotkanie Rayo vs Real zakończyło się wynikiem 3:3, co chyba można uznać za sensację.
Nie ma sensu pisać, że Carlo znowu wystawił inną 11 niż ostatnio. Ani, że Arda zagrał od pierwszych minut. Tak samo Modrić. Nie ma też sensu pisać, że sędzia znowu nie widział karnego dla Królewskich. O czym więc warto napisać? Może o tym, że Mbappe obejrzał to spotkanie w domu (jest chory), a Vini pojawił się na boisku w 63'. W końcu więcej niż 3 minuty na boisku dostał Endrick. Młodziutki Brazylijczyk wszedł w 79'. Zmienił Turka.
A co do goli... Real stracił bramkę już w 4'. Tak, obrona Królewskich czasami potrafi przyprawić o migrenę. Odpowiedź Los Blancos? Cóż... W 36' zrobiło się 2:0. I niestety nie wyglądało to za dobrze. Real sprawiał wrażenie zagubionego. Znowu. Na szczęście Królewscy mają w swoim składzie Valverde. Urugwajczyk w 39' zdobył kontaktową bramkę. To już coś. Asystą popisał się Arda. To też coś. W 45' na 2:2 wyrównał Bellingham. Anglik ostatnio jest w formie. I niech tak zostanie.
Ale Królewscy nie byliby sobą, gdyby znowu nie musieli gonić wyniku. Wprawdzie w 56' Rodrygo wyprowadził Real na prowadzenie, a Arda znowu zaliczył asystę, ale już w 64' Courtois dał się pokonać po raz trzeci w tym spotkaniu i tym razem Real już nie był w stanie odpowiedzieć. Coś próbował, ale... Na chęciach się skończyło. Real znowu stracił punkty. Znowu w głupi sposób. I znowu trudno to wytłumaczyć.
Komentarze
Prześlij komentarz