Real Madrid kontynuuje zwycięską passę w lidze. Królewscy pokonali Las Palmas 4:1, ale gdyby nie sędziowie, którzy nie uznali 3 bramek pod rząd (spalone), to ta wygrana byłaby efektowniejsza. To śmieszne, bo sędziowie odgwizdują minimalne spalone, ale za to nie widzą, jak przeciwnicy ostro faulują Los Blancos, nie widzą jak ich prowokują, ani nawet nie słyszą rasistowskich okrzyków z trybun. Ba, przy całej dzisiejszej technologii i mediach społecznościowych nie są w stanie wychwycić rasistów. Ale minimalne spalone to już widzą.
Dobra, zostawmy to. Ledwie mecz się rozpoczął, a... Courtois musiał wyjmować piłkę z siatki. Szok na Bernabeu. 1' spotkania i Real już musi odrabiać straty. Wyrównanie przyszło w 18', kiedy to Mbappe pewnie wykorzystał rzut karny. Kibice mogli więc odetchnąć. W 33' podwyższył Brahim, a w 36' Mbappe po raz drugi. Real schodził więc do szatni z wynikiem, który mógł cieszyć.
W 57' na 4:1 podwyższył Rodrygo i chociaż jeszcze Mbappe po raz trzeci, a później także Bellingham i Fede zdobyli po golu, to sędzia już tych bramek nie uznał. Spalony za każdym razem.
I jak wynik oczywiście cieszy, tak w 76' Bernabeu było najgłośniejsze. Oto po 399 dniach na boisku pojawił się Alaba. Austriak wrócił po tym, jak zerwał więzadła krzyżowe. Zmienił Rüdigera.
Co jeszcze? Wczoraj swój mecz przegrało Atletico, które uległo 1:0 Leganes, zaś Getafe zremisowało 1:1 z tym klubem, który ma wieczną obsesję na punkcie Realu, także Real wskakuje na fotel lidera. I niech na nim zostanie do końca sezonu.
Komentarze
Prześlij komentarz