Ledwie się zaczęła trenerska przygoda Chivu z Interem, a już się skończyła. Inter przegrał 0:2 z Fluminense i może pakować walizki. Ciao!
To przypomnijmy. Po tym jak Simone Inzaghi dostał lanie od PSG w finale UCL, pożegnał się z trenerską ławką wicemistrza Włoch i przyjął posadkę trenera w jakimś klubie w Arabii Saudyjskiej. Ponoć zainteresowanie jego osobą ciągnęło się od jakiegoś czasu, zaś rozmowy miały być dość zaawansowane jeszcze przed finałem Ligi Mistrzów. A jeśli to prawda, to... Inzaghi jak Ancelotti, jest zwykłą świnią. Nie da się trenować jednego zespołu i myśleć o ciepłej posadzce w innym klubie / reprezentacji. Nie da się mówić piłkarzom o zaangażowaniu i poświęceniu, jeśli samemu błądzi się myślami daleko stąd.
Zostawmy to. Nowym trenerem Interu został Chivu, ale póki co, jego przygoda jest średnio udana. Inter wyszedł z grupy, ale szybko odpadł. Typowe. Oaktree - g... właściciel Interu - mówi o pieniądzach, które Inter ma zarobić, ale nie mówi o pieniądzach, które wyda na porządne wzmocnienie klubu. A potem zdziwienie Amerykanów, że jest jak jest.
Inter to spotkanie zaczął gorzej niż źle, bo już w 3' Germán Cano wpisał się na listę strzelców. Jakiś czas później goście zdobyli kolejnego gola, ale szczęśliwie dla Interu - spalony. Niestety kolejna stracona bramka nie podziałała jak kubeł zimnej wody i Inter dalej grał słabo. W końcu, w 93' Fluminense za sprawą Hérculesa postanowiło skrócić męki Włochów i pokazać im, że wycieczka po USA właśnie dobiegła końca. To bardzo zasłużona porażka.
Komentarze
Prześlij komentarz