Kiedy Rita Hayworth powoli zsuwała w filmie "Gilda" rękawiczkę, męska część widowni wstrzymywała oddech. Był rok 1946, w Hollywood obowiązywała surowa cenzura. Nagość i sceny seksu były zabronione. Scena, choć z pozoru niewinna, elektryzowała i do dziś ma coś w sobie. A Rita na stale zapisała się w panteonie sław Fabryki Snów. Niestety jej życie osobiste nie było usłane różami.
Przyszła na świat w 1918 roku na Brooklynie w Nowym Jorku, jako Margarita Carmen Cansino. Miała amerykańsko-hiszpańskie korzenie. Jej dziadek ze strony ojca - Antonio Cansino - był znany jako klasyczny hiszpański tancerz. To właśnie on spopularyzował bolero, a jego szkoła tańca w Madrycie była znana na całym świecie. Z kolei ojciec - Eduardo był nauczycielem flamenco w Sewilli. Szkołę tańca prowadził także po przyjeździe do Kalifornii. Mężczyzna odkrył w córce talent i zaczął ją ćwiczyć, a może lepiej napisać, że zamęczać treningami. Ona sama, dość nieśmiała, nie miała odwagi mu powiedzieć, że nie przepadała za tymi ćwiczeniami.
W 1927 roku rodzina przeprowadziła się z Nowego Jorku do Los Angeles. Tam założyli własne studio taneczne, które cieszyło się dobrą opinią. A kiedy interes przestał się kręcić, Eduardo wymyślił nowy sposób zarabiania pieniędzy - otóż wraz z 12-letnią córką zaczął występował w nocnych klubach w Meksyku. W Stanach nie mógł, gdyż występy nieletnich były zakazane. Para dawała występy 2 razy po południu i 2 wieczorem. Dla zaledwie 12-latki to musiały być męczarnie, tym bardziej, że ojciec kazał jej ufarbować włosy na czarno, żeby wyglądała na bardziej dojrzałą i zakładać czerwoną sukienkę do ognistych latynoskich popisów. Po występach zamykał Ritę w pokoju, że niby dla jej bezpieczeństwa. Wracał nocą. Pijany. Nie raz wykorzystywał ją seksualnie.
Mając 18 lat poznała o 20 lat starszego Edwarda Judsona. Mężczyzna był sprzedawcą samochodów, a przy tym dość obrotnym. Pobrali się w 1937 roku. Rita wreszcie przestała być własnością ojca. Później mówiła, że Judson pomógł jej zrobić karierę, że bez niego nie byłaby gwiazdą, jednak to tylko część prawdy. Jego pomoc nie była bezinteresowna. Gdy tylko aktorka zaczęła dostawać pierwsze wynagrodzenia, mąż bardzo chętnie wydawał jej pieniądze. W końcu kobieta powiedziała dość i w 1942 roku złożyła pozew o rozwód. W zamian "cudowny" mąż zostawił ją bez grosza przy duszy. "Wyszłam za niego z miłości, a on po prostu chciał zrobić dobry interes" - mówiła. Ewidentnie nie miała szczęścia w miłości, ale o tym za chwilę.
To szef wytwórni „Columbia” Harry Cohn wykreował ją i... zniewolił. Kazał jej zmienić przede wszystkim nazwisko - Rita Hayworth miała uchodzić za klasyczną Amerykankę. Poza tym kazano jej rozjaśnić skórę, przefarbować włosy na rudo. A za pomocą bolesnego zabiegu elektrolizy zdjęto jej pas włosów z czoła, aby je podnieść. Do tego miała lekcje dykcji i dietę, a ponieważ była wysoka, tym bardziej musiała być smukła.
Na sukces przyszło jej trochę jeszcze poczekać. W 1939 roku, dzięki filmowi "Tylko aniołowie mają skrzydła", wreszcie zwróciła na siebie uwagę krytyki, a i ludzie ze studia zobaczyli w niej materiał na wielką gwiazdę. W końcu posypały się propozycje. Jej sława rosła. Zarówno "Marzenia o karierze" (w którym wystąpiła z Fredem Astaire), jak i "Moja najmilsza" okazały się sukcesem.
W sierpniu 1941 roku pojawiła się na okładce magazynu „Life” w czarnym koronkowym staniku. Zrobiła wtedy furorę jako pin-up girl. Amerykańscy żołnierze właśnie to zdjęcie zamawiali najczęściej podczas wojny. Nazywali ją "The Love Goddess" i chociaż faktycznie kochało ją wielu, to tak naprawdę aktorka nigdy nie zaznała szczęścia. A co ciekawe, to właśnie wizerunek Hayworth umieszczono na atomowych bombach detonowanych podczas testów na Wyspach Marshalla. Z założenia miał to być gest uznania, lecz aktorka nie kryła wściekłości; chciała rozpętać z tego powodu prawdziwe medialne piekło, jednak w ostatniej chwili powstrzymali ją producenci, którzy nie potrzebowali tego typu rozgłosu.
Jej największy sukces to oczywiście wspomniana już "Gilda". Hayworth nie do końca była zadowolona z osiągniętego sukcesu. Owszem, zawodowo nie mogła narzekać. Była wśród największych gwiazd Hollywood. Ale prywatnie... Była rozczarowana. Dość szybko dotarło do niej, że mężczyźni pragnęli jedynie jej filmowego wizerunku, a nie jej.
Po rozwodzie z pierwszym mężem, w 1943 roku ponownie wyszła za mąż, za Orsona Wellesa. Welles był jednym z największych hollywoodzkich reżyserów, autorem słynnego klasyka „Obywatel Kane”, który ponoć zobaczył zdjęcie Rity w magazynie "Life" i przysiągł sobie, że się z nią ożeni. Wydzwaniał do niej i błagał, aby się z nim umówiła. A, gdy w końcu zostali małżeństwem... w domu był gościem. Twierdził, że potrzebuje wolności, a żona nigdy nie będzie dla niego na pierwszym miejscu. Narodziny córki także niewiele zmieniły. Rozwód wisiał w powietrzu.
Tuż przed rozwodem Hayworth zagrała w wyreżyserowanej przez Wellesa "Damie z Szanghaju". Za namową męża ścięła swoje piękne rude włosy i zafarbowała je na blond. To był błąd. Nowy image nie spotkał się z aprobatą ani ze strony widowni, ani producentów, niektórzy wprost twierdzili, że był to odwet Wellesa za niewierność żony. I choć sam film zebrał świetne recenzje, to jednak poniósł finansową porażkę. A kogo winiono za taki stan rzeczy? Oczywiście Hayworth.
Aktorka poczuła się odrzucona. Zaczęła pić.
W Cannes poznała pakistańskiego księcia. Ali Khan miał być tym jedynym. Ich ślub odbył się w 1953 roku. Rita stała się pierwszą księżniczką w historii Hollywood, która porzuciła dla męża karierę i Amerykę. Szef Columbii Harry Cohn nie ukrywał wściekłości (później ją za to upokorzył, zsyłając do kina klasy B). Niestety szczęście z nowym mężem nie trwało długo. Ona marzyła o rodzinie i stabilizacji. On kochał imprezować. Dość szybko zaczął ją zdradzać, nawet się z tym nie kryjąc. Dwa lata po ślubie książę po raz kolejny został przyłapany z inną kobietą. Hayworth miała dość i zażądała rozwodu, dodatkowo oskarżając Khana o okrucieństwo i staczając z nim batalię o opiekę nad córką Yasmin. O mężach numer 4 i 5 nie warto wspominać.
Dick Haymes miał długi, byłe żony ścigały go o alimenty, ba, groziła mu nawet deportacja ze Stanów, lecz mimo to Rita i tak zdecydowała się wyjść za niego za mąż. Spłaciła jego długi i nawet wybaczyła mu inne jego grzeszki. Otrzeźwienie przyszło dopiero, gdy w jednym z klubów uderzył ją w twarz. Aktorka odeszła od niego.
Piątym mężem Rity został producent James Hill. Ten związek przetrwał 3 lata. On twierdził, że małżeństwo rozpadło się, bo ona za wszelką cenę chciała reaktywować karierę. Ona twierdziła, że on znęcał się nad nią.
W latach 50. jej sława zaczęła przygasać. A w 60. zaczęła mieć kłopoty z zapamiętywaniem filmowych kwestii. Z kolei na początku lat 70. chciała przejść na emeryturę, lecz nie pozwalała jej na to kiepska sytuacja finansowa. Do tego coraz częściej zaglądała do kieliszka, miała problemy emocjonalne, nie radziła sobie ze stresem...
Jej ostatni film w karierze to "Gniew boży". Nie każdy wie, że aktorka tak bardzo zapominała swoich kwestii, że trzeba było nagrywać dźwięk linijka po linijce. Początkowo spekulowano, że to wina alkoholizmu. Dopiero w 1980 roku zdiagnozowano u niej chorobę Alzheimera. Była jedną z pierwszych gwiazd, u której zdiagnozowano tę chorobę.
Zmarła 14.05.1987 roku na Manhattanie. Ostatnie lata spędziła pod opieką córki Yasmin.

Komentarze
Prześlij komentarz