Zmierzch włoskiej piłki?

Tego to się chyba nikt nie spodziewał. 1/8 finału CL i EL okazała się dla Włochów zabójcza - nie mają ani jednego przedstawiciela w dalszej fazie rozgrywek. 

   Zaczęło się od tego, że w 1/16 EL dość niespodziewanie odpadło Napoli (wymieniane w roli faworyta rozgrywek) oraz Fiorentina. Potem podwójnej porażki doznała AS Roma z Realem Madrid. Dalej, Juventus Turyn zremisował na Stadio Olimpico z Bayernem 2:2, by w rewanżu w Monachium najpierw strzelić 2 bramki, potem dać gospodarzom wyrównać stan gry i w doliczonym już czasie stracić jeszcze 2 gole. 4:2 i ciao Juve. Cała więc nadzieja pozostała w Lazio, które - teoretycznie - miało najłatwiejsze zadanie, czyli wyeliminować Spartę Praga. Pierwsze spotkanie wypadło na remis 1:1, ale wobec wpadek faworytów wszyscy liczyli, że Rzymianie zdołają pokonać rywali i tym samym uratować honor całej włoskiej piłki. Tak się jednak nie stało. Dwa szybkie ciosy gości w 10' i 12', i Lazio znalazło się w nie lada opałach. Potem jeszcze gol tuż przed przerwą i... nagle zrobiło się 4:1 w dwumeczu dla Sparty. A tego to się chyba nikt nie spodziewał.

   Włosi próbowali, ale ich atak praktycznie nie istniał. To nie był dobry dzień dla Klose i spółki. Nic im nie wychodziło tak, jak powinno. Za to Sparta grała mądrze i nic dziwnego, że po ostatnim gwizdku sędziego piłkarze z Czech znaleźli się w siódmym niebie. Zasłużenie. A Włosi? L'Italia saluta l'Europa jak napisała jedna z gazet. Nic dodać, nic ująć.

   Koszmar klubowej piłki przeżywają też Anglicy. Chelsea wybitnie bez formy, Manchester United gra w kratkę, Arsenal... Arsenal w starciu z Katalończykami przypominał chłopca do bicia. Próbował się ogryźć, ale te starania bardziej wywoływały litość niż podziw. City ostatnio też złapało zadyszkę, a mocny wydawałoby się Tottenham całkowicie poległ w Dortmundzie. Na własne życzenie można dodać. Jedynie Liverpool z tej grupy prezentował się jako tako, ale po kolei.

   Chelsea nie stanowiła godnego rywala dla PSG. No, może z wyjątkiem pierwszych rewanżowych 45 minut. Potem siadła, a Paryżanie w zasadzie co chcieli, to robili. Swoje też zrobili zawodnicy Manchesteru City. Pewnie wygrali pierwsze spotkanie z Dynamem 3:1, za to w rewanżu zafundowali swoim kibicom totalną nudę. Trochę akcji zrobiło się dopiero pod sam koniec spotkania, gdy wszyscy na stadionie zdążyli już zasnąć. 

   Tyle w CL: 3 kluby, 2 odpadły, 1 gra dalej. W EL również mieliśmy 3 przedstawicieli i jeśli cokolwiek było wiadomo przed tą rundą to, to że Liverpool zmierzy się z United, a zatem w 1/4 tak czy siak będzie ktoś z Anglii. Dość powiedzieć, że Czerwone Diabły przed pierwszym spotkaniem z The Reds wygrali z nimi 4 kolejne mecze. Piątego już nie - ulegli 2:0, a w rewanżu odpowiedzieli zaledwie jednym golem i to jeszcze z rzutu karnego, który przy remisie 1:1 i tak nic im nie dał.

   Tragiczne nastawienie zaprezentował Tottenham, a raczej trener Kogutów, który do Dortmundu nie zabrał paru ważnych piłkarzy, kilku innych posadził na ławce, a w bój wysłał zmienników. Z całym szacunkiem, ale to się musiało źle skończyć. 3:0 to i tak najmniejszy wymiar kary na jaki zasłużyli. Rewanż? Kane znowu na ławce, tak więc strzelać musiał ktoś inny. Honorowe trafienie Son Heung-Mina w 74' było wszystkim, na co było ich stać. Aha, dwie bramki dorzucił jeszcze Aubameyang i w dwumeczu BVB wygrała aż 5:1.

   Na przeciwnym biegunie są za to Hiszpanie. Na 7 klubów awansowało 6, a to tylko dlatego, że Valencia stoczyła bratobójczy pojedynek z Athletic Bilbao. Gdyby nie to, prawdopodobnie mielibyśmy komplet. 

   A jak odrabiać straty i zwyciężać pokazała Braga. Portugalczycy przegrali pierwszy mecz 1:0, za to w rewanżu wygrali z Fenerbahçe 4:1. Już mniejsza o to, że goście kończyli to spotkanie w 8.

   

Komentarze