Powoli, bo powoli, ale coś drgnęło na plus. A przynajmniej jeśli chodzi o kwestię napastników Realu. Królewscy pokonali na Bernabeu Malagę 3:2, a po golu zdobyli właśnie Benzema - który otworzył wynik meczu w 9' i Cristiano - który wprawdzie nie wykorzystał rzutu karnego, ale dobił własny strzał.
To zastanawiające, ale jak w końcu nominalni napastnicy zdobyli po bramce, tak tym razem nie popisała się defensywa Królewskich. Bez Ramosa, który w poprzednim ligowym spotkaniu doznał złamania nosa, coś się najwyraźniej zacięło. Te dwa stracone przez Los Blancos gole to właśnie wina obrońców oraz samego bramkarza. Porządna bura należy się także Kroosowi, który podał tak niecelnie, że rywale przejęli piłkę i zrobiło się 1:1 po golu Rolana w 18'.
Na ponowne prowadzenie wyprowadził Królewskich w 21' Casemiro, ale co z tego, skoro w 58' znowu zaspała obrona i rywale znowu wyrównali?
Widząc co się dzieje, Zidane wprowadził na boisko Modricia, a ściągnął Isco. Hiszpan nie grał źle, ale to właśnie Chorwat dał impuls, który w tym momencie był Los Blancos tak potrzebny. To po faulu na nim sędzie podyktował rzut karny w 76', z który z problemami, ale wykorzystał Ronaldo.
Patrząc na dzisiejszą grę niby podstawowych zawodników Realu można mieć spore wątpliwości czy to rzeczywiście oni powinni się znaleźć w pierwszym składzie. Szczególnie może niepokoić postawa Kroosa, choć Marcelo również nie imponował spokojem. Oby to był tylko chwilowy spadek formy oraz koncentracji.
Komentarze
Prześlij komentarz