Resident Evil 5

   No i proszę. W naszych kinach właśnie gości piąta już odsłona Resident Evil, a znając życie (czytaj filmowców) pewnie nie ostatnia. W dwóch słowach można o tym filmie powiedzieć, że to NIC NOWEGO. Główna bohaterka walczy, walczy, walczy i walczy z wredną korporacją i kiedy wydaje się, że wreszcie udało się ją skutecznie wyeliminować, ta powstaje niczym feniks z popiołów i mamy kolejną niekończącą się opowieść. 
   Z jednej strony wcale się nie dziwię. Po co produkować nowe, świeże filmy i ryzykować, że nie spodobają się publiczności i tym samym przyniosą straty, skoro można postawić na stary i sprawdzony? Tu coś zmienić, tam poprawić, tu rozwinąć poprzedni wątek, tam znów coś jeszcze, a może i wskrzesić starego wroga i ... Powielanie schematu. Ale fani to kupują. Chociaż może należałoby powiedzieć do czasu, czego przykładem są Piraci z Karaibów. Pierwsze trzy części były sukcesem, który przerósł twórców. Dobra, trójka może nie była najwyższych lotów, ale do ogólnego powodzenia serii się przyczyniła. W związku z tym postanowiono nakręcić część czwartą. I co? Słabizna. Ale to w zasadzie było do przewidzenia. 
   Tyle, że od każdej reguły są wyjątki, co widzimy na przykładzie Bonda. Jamesa Bonda. 23. film już wkrótce w kinach.
   A wracając do głównego tematu. Film jak najbardziej do oglądania. Niekoniecznie dla fanów serii, choć to głównie oni zapełniają sale kinowe. 

Komentarze